Gdybym umiał narysowałbym trzy obrazki:
I.
Geopolityk raczej niskiego wzrostu, mięśniak, w koszulce z napisem „ … ” wyciąga z rozmachem szeroko ramiona na lewo i na prawo. Wypycha jedną ręką na Wschód, jak najdalej do Azji, wielkie mocarstwo; drugą odpycha od siebie wielkiego i groźnego sąsiada dalej na Zachód. To z dawna wyczekiwany historyczny moment. Uśmiech wykwita na obliczu naszego geopolityka.
II.
Na placu pozostaje nasz geopolityk. Nie ma się czego trzymać. Nasz geopolityk jest całkowicie zdezorientowany, nie wie co sobą zrobić, bo jego ręce zawisły w powietrzu, rozpaczliwie macha nogami w poszukiwaniu jakiejś podstawy. Dynda, zwisa, podstawa mu wciąż umyka.
III.
Geopolityk spada w dół. Spadanie jest długie, męczące. Wnet osiada w dobrze znanej mu okolicy. Po lewej jest jak przedtem wielkie europejskie państwo, po prawej państwo kontynent. Geopolityk oddycha z ulgą, z nowym zapałem przystępuje do akcji, która zaneguje jego ulubioną geopolitykę