Chodzenie, myślenie, aż do końca

Nie pytam dlaczego chodzę. Nie pytam dlaczego myślę. Jedno nie istnieje bez drugiego, bowiem wtedy rozmawiam z idącym sobą i to sobie idące rozmawia ze mną, prawie nic nie widzę, tylko myślę,  w głowie pojawiają się i gęstnieją nieznane i znajome myśli. Jest to rodzaj snu na jawie, somnambuliczne krążenie wokół jakiegoś wątku z niedookreślonym punktem ciężkości. Jednocześnie moje chodzenie nie jest konkretne i nakierowane na jakiś cel, nie myślę o tym, o czym będę myślał, co mam do zrobienia i do pomyślenia. Nie myślę o chodzeniu – nie myślę o myśleniu, bowiem w uszach mam słowa idącego Oehlera, towarzysza wędrówek narratora „Chodzenia” Thomasa Bernharda:

„Kiedy coś robimy, nie wolno nam rozmyślać o tym, dlaczego robimy coś, co robimy … gdyż wtedy zrobienie czegokolwiek okazałoby się nagle całkiem niemożliwe.  …

Albowiem najklarowniejszą myślą, która stanowi najgłębszą i równocześnie najklarowniejszą przejrzystość, jest najbardziej absolutna bezczynność i najbardziej absolutny bezruch…

Nam nie wolno myśleć, dlaczego chodzimy … jako że my już wkrótce nie mielibyśmy możliwości chodzić, i konsekwentnie dalej, już wkrótce nie mielibyśmy w ogóle żadnych możliwości, podobnie też kiedy myślimy, dlaczego nie wolno nam myśleć, dlaczego chodzimy i tak dalej, podobnie jak nie wolno nam myśleć, jak chodzimy, jak nie chodzimy, czyli stoimy, podobnie jak nie wolno nam myśleć, jak myślimy, kiedy nie chodzimy i stoimy, i tak dalej. Nam nie wolno pytać siebie: dlaczego chodzimy?, podczas gdy innym swobodnie wolno (i mogą to robić) siebie pytać, dlaczego chodzą. Innym … wolno (mogą to robić) siebie pytać o wszystko, nam nie wolno pytać siebie o nic. Jeśli chodzi o przedmioty, dokładnie tak samo nam nie wolno siebie pytać, jak i wtedy gdy nie chodzi o przedmioty (o przeciwieństwo przedmiotów). My myślimy o tym, co widzimy, i w konsekwencji nie widzimy tego … podczas gdy inni swobodnie widzą to, co widzą, ponieważ nie myślą o tym, co widzą. To, co my nazywamy poglądem, jest dla nas w gruncie rzeczy bezruchem, brakiem ruchu, niczym. Niczym. Wydarzenia podlegają myśleniu, nie widzeniu… Tak więc całkiem naturalnie kiedy coś widzimy, nie widzimy niczego, ale równocześnie myślimy o wszystkim”.

(Thomas Bernhard, „Chodzenie. Amras” przełożyła Sława Lisiecka,  Wydawnictwo Od/Do, Łódź 2017, s. 28-30.)

Ja, które myśli czy myślenie, które jest mną. Jeśli jestem myśleniem i chodzeniem, to czym w świecie jest ja:

„Okazało się, że moje prawdziwe miejsce na świecie jest gdzieś poza mną, a jeśli jednak tkwi we mnie, i tak nie sposób ustalić jego współrzędnych. Była to maleńka szczelina między mną i nie-mną, i oto po raz pierwszy w życiu ujrzałem w tym miejscu „nigdzie” precyzyjnie wyznaczony środek świata”.

Paul Auster, „Trylogia nowojorska. Zamknięty pokój”, przełożył Michał Kłobukowski, Noir Sur Blanc 2001, s. 206/7.

PS.

Powieści Thomasa Bernharda „chodzą”. Mottem jego wczesnej powieści „Kalkwerk” jest obsesyjne chodzenie głównej postaci: „Zamiast jednak myśleć podczas przechadzki o studium, miał powiedzieć do Wiesera, liczę kroki i przez to staję się na pół obłąkany”. (Thomas Bernhard, „Kalkwerk”, przełożyli Ernest Dyczek, Marek Feliks Nowak, Officyna Wydawnictwo 1986). Chodzący w powieściach Bernharda jest samotnikiem, zapętlonym w „myśleniem o myśleniu”; skąd już tylko krok do przekroczenia granicy obsesji i obłędu.

Są też inne postacie chodzenia. Spacerowanie po przyjaznym Rzymie sprzyja dobrym osobistym kontaktom i rozmowom przyjaciół („Wymazywanie”).

Istotną rolę u Bernharda odgrywa feudalny dystans między górującym zamkiem a wsią, droga z siedziby anachronicznych pańskich siedzib przez las do szkoły. To przywołuje „Zamek” Kafki.