Remanent światowego porządku

Liberalny porządek światowy ustępuje pod naporem rewizjonistów różnej maści. Mają oni swoje racje. Ale są to różnorodne i sprzeczne ze sobą racje. Część rewizjonistów odrzuca multilateralizm i powszechne normy. Inni rewizjoniści, przeciwnie, domagają się silniejszych wielostronnych instytucji, które skuteczniej zapobiegałyby dyskryminacji i wyrównywałyby dysparytet siły.

Mimo pęknięcia świata po 1945 roku na dwa wrogie obozy w ramach Narodów Zjednoczonych postępowała praca (często motywowana względami taktycznymi, wynikającymi z ideologicznej rywalizacji dwóch bloków) nad jednym światem w postaci struktury wielostronnych instytucji i norm. Wprowadzono w krwiobieg prawa międzynarodowego prawa człowieka. W sferze politycznej, gospodarczej i bezpieczeństwa międzynarodowego wypracowano rozwiązania i wzmacniające stabilność systemu i sprzyjające demokracji. Wiele rozwiązań normatywnych z tamtego trudnego czasu okazała swoją przydatność po 1990 roku.

Konstrukcja otwartego świata pokazała szybko swoje blaski i cienie. Liberalizacja porządku światowego dała potężny impuls korporacyjnej turbo-globalizacji, która  zredukowała kompetencje suwerennych westfalskich państw. Ich obywatele zostali wystawieni na działanie sił pozostających poza kontrolą demokratycznych rządów. Historia gwałtownie przyspieszyła, co spowodowało gigantyczną lukę między jakością globalnego zarządzania i siłą sprawczą instytucji międzynarodowych a potrzebami w sferze społecznej i dramatycznym stanem naszej planety.

Coś ważnego dzieje się na naszych oczach z tym porządkiem światowym, jakby z zaskoczenia, bo nie w czasie gwałtownego kryzysu lub po katastrofalnej wojnie. Porządek liberalny utracił swą magię i siłę przyciągania.

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych istniała szansa kontrolowanego przejścia od systemu dwubiegunowego do liberalnego partycypacyjnego zintegrowanego porządku światowego z udziałem Rosji i może Chin. Na Zachodzie zabrakło jednak tak „mądrych ludzi” z wyobraźnią, jak cztery dekady wcześniej D. Acheson czy G. F. Kennan, którzy umieliby wykorzystać szansę bezkrwawego zakończenia zimnej wojny i stworzyć prawdziwy Nowy Porządek Światowy. Mimo to, przez długi czas nikt nie kwestionował, (czyli nie starał się skonstruować przeciwwagi), hegemonii Stanów Zjednoczonych. Dopiero po dłuższym czasie pojawiły się symptomy klasycznego równoważenia potęgi Stanów Zjednoczonych przez koalicje nieusatysfakcjonowanych.

W obecnej chwili nastąpił zwrot akcji wynikający z niezgody na status quo „mas” w najbogatszych krajach postindustrialnych. Klasa średnia utraciła w nich grunt pod nogami i straciła zaufanie do głównych sił politycznych. Rewizjoniści działają w sercu globalnego systemu.

Zamiast wojny impulsem prowadzącym do zmiany w systemie międzynarodowym stała się niekonwencjonalna prezydentura Donalda Trumpa. Prezydent Trump jest wodzem naczelnym prowadzącym kampanię przeciw liberalnemu status quo. Nie dzieli świata na Zachód i resztę. W jego poglądzie na świat kluczowe jest powstrzymanie wielkich mocarstw - rywali. Nowa strategia powstrzymywania dotyczy Chin, Rosji a nawet Unii Europejskiej. Trump jest chyba bardziej świadomy skutków swoich działań, niż sądzi jego doradca H. Kissinger.

Prezydent kieruje się konsekwentnie regułą mini-max, czyli maksymalne korzyści dla Stanów Zjednoczonych, minimalne dla wszystkich innych.  Na zewnątrz nie ceni starych przyjaciół i nie zabiega o sprzymierzeńców, ale o nowe kontrakty. Konsekwentnie eliminuje z szeregów własnej administracji ludzi, którzy zmiękczają i wypaczają jego intencje. W operacji stosuje klasyczne metody prowadzenia wojny metodami politycznymi: nękanie, wojny podjazdowe, blef, nagłe wycofanie, wojnę manewrową i długotrwałe oblężenie. Swoimi twitami wytwarzającymi mgłę wojny dezorientuje przeciwnika.

Jego cel jest racjonalny. Jeśli Stany Zjednoczone ponownie uzyskałyby miażdżącą przewagę w gospodarce światowej nad Chinami i resztą miałyby mocna podstawę do przedłużenia epoki swojej hegemonii. Rewizja światowego porządku nie jest przesądzona:

- Akcja wywołuje reakcję. Działania Stanów Zjednoczonych napotykają na opór. Klasyczną reakcją jest utworzenie koalicji państw dążących do uzyskania przewagi nad hegemonem.

- Prezydent Trump dzieli, a nie łączy Amerykanów. System polityczny Stanów Zjednoczonych stał się niefunkcjonalny. Ameryka ma poważny kłopot sama z sobą. Może zabraknąć mu czasu, a po kolejnych wyborach Stany Zjednoczone zakończą radykalny eksperyment.

- Prezydent Trump lubi podejmować ryzyko i działać na krawędzi (w okresie zimnej wojny nazywano takie podejście strategią brinkmanship). Wszczyna „dobre wojny” handlowe, które są „łatwe do wygrania”. Nie jest zainteresowany kontrolą broni nuklearnej i konwencjonalnej. Nie wiadomo, co zastąpi te tradycyjne narzędzia stabilizacji strategicznej.

- Niezależnie od intencji prezydenta Trumpa inercja w systemie państw daje szansę przeżycia części instytucji charakterystycznych dla porządku liberalnego.

Paradoksem prezydentury Trumpa jest to, że swoimi zagrywkami pokerzysty wydobył on na powierzchnię zasadnicze, strategiczne, chociaż dotąd zamiatane pod dywan lub nie całkiem rozpoznane, systemowe sprzeczności.

Co zastąpi podwójną rolę Stanów Zjednoczonych jako hegemona i regulatora światowego liberalizmu? Według jednego z najważniejszych teoretyków i obrońców tego porządku światowego G. Johna Ikenberry porządek ten przetrwa także bez poparcia Stanów Zjednoczonych i Zachodu, a pałeczkę przejmą wznoszące się w hierarchii państwa, zwłaszcza Chiny, w których interesie leży kultywowanie liberalnych norm otwartości i niektórych multilateralnych form zrządzania światem.

Niektórzy amerykańscy przedstawiciele realistycznej szkoły myślenia w stosunkach międzynarodowych optują za ograniczeniem amerykańskiej obecności na świecie w połączeniu z minimalistycznym porządkiem światowym, w którym koegzystowałyby ze sobą różne regionalne porządki o zróżnicowanych modelach ustrojowych. Taki pluralistyczny świat kilku porządków mógłby okazać się krokiem naprzód w porównaniu z imperium albo rozpasaną anarchią. Graham Allison (Foreign Affairs, VII/VIII 2018) ostrzega, że „Achieving even a minimal  order that can accommodate that diversity will take a surge of strategic imagination as far beyond the current conventional wisdom as the Cold War strategy that emerged over the four years after Kennan’s Long Telegram was from the Washington consensus in 1946.”

W chwili obecnej w zmaganiach uniwersalizmu z partykularyzmem przeważa ten ostatni. W wielu stolicach państw narodowych przy pulpitach sterowniczych zasiedli przeciwnicy poszukiwań rozwiązań multilateralnych. My Country First jest leitmotivem rewizjonistów. Łączy ich uprawniony sceptycyzm wobec niekontrolowanej globalizacji i wiara w panaceum: zbawczą moc suwerennego państwa narodowego.

Co znajduje się dalej na tej drodze? Nowe rewizjonizmy są skierowane do wewnątrz, a od świata oczekują respektowania częściowego zamknięcia, odwrotu od liberalizmu i akceptacji powrotu do lokalnych „tradycyjnych” wartości. Szukają partykularnego rozwiązania tylko na własny użytek. Rewizjonistów wszystkich krajów łączy wiara w stawianie barier, budowanie murów i ufortyfikowanych granic. Taki izolacjonizm jest pozornie defensywny. Może jednak doprowadzić do konfliktów terytorialnych, wojen handlowych i konfliktów zbrojnych.