Był taki niezwykły czas w staraniach ludzi o ustanowienie wiecznego pokoju, kiedy dziecinna idea prezydenta Woodrowa Wilsona zabłysła jak gwiazda na firmamencie polityki światowej. Entuzjazm zniechęconych do swoich polityków i zmęczonych wojną narodów europejskich, który budził w 1918 i wiosną 1919 roku Wilson, znakomicie oddał Harold Nicolson, przenikliwy obserwator, młody brytyjski dyplomata w delegacji brytyjskiej na paryskie rokowania pokojowe (1919).* W Europie, wycieńczonej wojną, pojawiła się nagle nadzieja pożeniona z wiarą, i wyparła na jeden moment pesymizm, cynizm i nieufność, dominujące wtedy i dzisiaj na starym kontynencie.
Wiara w Europie w odkupiciela grzechów starego świata Wilsona była tak powszechna, (oprócz początkowo ukrywających swój sceptycyzm przywódców Ententy Lloyd George’a, Clemenceau, Orlando), że dotyczyła nawet dzieci. Przykładem, z pewnością nietypowym, jest kilkunastoletni wówczas, a w przyszłości wielki pisarz, Elias Canetti, który w trakcie wojny chodził do szkoły w neutralnej Szwajcarii:
„Już samo „zabić” było okropnym słowem, w czasie wojny nabrało głęboko odrażającego odcienia, ale wojna skończyła się już przed rokiem i żyłem w nadziei na Wieczysty Pokój. Opowieści o zniesieniu wojen, które wciąż rozsnuwałem przed sobą i braćmi i które kończyły się zawsze zmartwychwstaniem poległych, zdawały się być nie tylko fantazją. Wieczysty Pokój znalazł swojego orędownika w amerykańskim prezydencie Wilsonie, w którego wierzyła większość ludzi. O sile owej nadziei, która wówczas ogarnęła świat, nie mamy dzisiaj w ogóle dostatecznego wyobrażenia. Jestem żyjącym świadkiem tego, że ogarnęła ona również dzieci, nie byłem bynajmniej jedyny, nadzieja ta wypełniała nasze rozmowy z Hansem Wehrlim, (kolegą szkolnym – PG), w drodze do domu, a powaga i godność, cechujące nasze dyskusje, w dużej mierze były przez nią wywołane.”**
Wzlot prezydenta Wilsona jako orędownika pokoju w oczach Europejczyków był tak spektakularny, jak głęboki był jego gwałtowny i nieodwracalny upadek z piedestału. Wilson rozczarował masy, nie dlatego, że był naiwny, ale dlatego, że nie spełnił swojej obietnicy. Masy osądziły go surowo bez względu na rzeczywiste przyczyny jego klęski.
*wrócę do relacji Nicolsona w innym blogu.
**Elias Canetti, „Ocalony język. Historia pewnej młodości”, przełożyła Maria Przybyłowska, 1986, Warszawa, Czytelnik, s. 363/4.