Teddy

Bohaterem opowiadania J. D. Salingera opublikowanego w tygodniku New Yorker na początku lat pięćdziesiątych XX wieku jest Teddy. Teddy ma lat dziesięć, jest genialnym chłopcem pozbawionym „milusiowatego” uroku. Dorosłych drażni i niepokoi.  Myśli Wedami, medytuje, sieje zamęt swoimi przepowiedniami wśród profesorów i ludzi myślących logicznie. Teddy nie rozumie, na co może się przydać uczciwemu wobec siebie i innych gadanie o uczuciach i miłość sentymentalna. Reinkarnacja jest dla niego oczywistością. W kolejnym, tym razem, amerykańskim wcieleniu doznał mistycznego przeżycia:

   „ – Miałem sześć lat, kiedy zobaczyłem, że wszystko jest Bogiem, i włosy stanęły mi na głowie, i tak dalej – odparł Teddy. – Pamiętam, bo to było w niedzielę. Moja siostra była wtedy jeszcze maleńkim dzieckiem i piła mleczko, a ja nagle zobaczyłem, że ona jest Bogiem i to mleko jest Bogiem. Więc ona po prostu przelewała Boga w Boga…” (s. 242)

Teddy tłumaczy dorosłemu rozmówcy, który chciałby zdemaskować „sofistykę” Teddy’ego  , jak przekracza „skończone wymiary”:

„ – Pan jest w tej chwili tylko logiczny – powiedział Teddy z niewzruszonym spokojem.

- Jestem tylko jaki? – spytał Nicholson z odrobinę przesadną uprzejmością.

- Logiczny. Pan mi tylko daje zwykłą inteligentną odpowiedź – rzekł Teddy. – Starałem się panu pomóc. Zapytał mnie pan, w jaki sposób wydostaję się ze skończonych wymiarów, kiedy zechcę. Na pewno nie posługuję się wtedy logiką. Logika to pierwsza rzecz, której trzeba się pozbyć.

- Pamięta pan to jabłko, które Adam zjadł w Raju, jak o tym mówi Biblia? Wie pan, co było w tym jabłku? Logika i intelektualne bzdury. To wszystko, co w nim było. Więc trzeba, o to mi głównie chodzi, zwymiotować to wszystko, jeżeli się chce widzieć rzeczy takimi, jakie są naprawdę. Jeżeli pan to zwymiotuje, nie będzie pan miał więcej kłopotu z klocami drewna i różnymi takimi. Nie  będzie pan cały czas widział, że wszystko gdzieś tam się kończy. I będzie pan wiedział, czym naprawdę jest pańska ręka, jeżeli to pana zainteresuje. …

- Cały kłopot w tym – rzekł Teddy – że ludzie przeważnie nie chcą widzieć rzeczy takimi, jakie są. Nie chcą nawet przestać wciąż się rodzić i umierać. Chcą po prostu mieć coraz to nowe ciało, zamiast  zatrzymać się i pozostać u Boga, gdzie jest naprawdę dobrze. – Zamyślił się na chwilę. – Nigdy nie widziałem podobnej gromady amatorów jabłka – powiedział. Pokręcił głową.”
(s. 244 – 245)

To opowiadanie pół żartem, pół serio, którego bohaterem jest dziecko, porusza w coś istotnego w lekkiej formie: Teddy rozbija skorupę konwencjonalnego myślenia, dzielenia i szufladkowania, które nie prowadzi do autentycznego poznania. Przedmiotem opowiadania są troski każdego chrześcijanina: grzech pierworodny, śmierć i życie pozagrobowe, lęki rozbrajane po kolei przez małego chłopca. Ale za cenę jakich wyrzeczeń? Wyjścia ze strefy umysłowej rutyny i jednocześnie komfortu?

Teddy jest wyjątkowym dzieckiem ale to opowiadanie jest genialne także dla tego, że każde dziecko jest dzieckiem mającym w sobie to coś spontaniczne i wymykające się dorosłym, bo kiedy odkrywa świat zewnętrzny nie jest jeszcze uprzedzone, że można kochać rodziców tylko w pewien określony sposób,  że trawa jest zawsze zielona, a woda mokra. Dziecko dotyka bezpośrednio świata bez pośrednictwa arystotelowskiej logiki i języka rozbijającego na osobne części jedność rzeczywistości. Podobnie, wyznawca Zen, który rozpoznał w sobie Buddę, wyzwala w sobie dziecko: przed Satori widział góry i morze, a po nim jako przebudzony widzi też góry i morze.

J.D. Salinger, „Teddy”, w zbiorze:Dziewięć opowiadań”,”, s. 217 – 252,przełożyła Agnieszka Glinczanka,  Albatros 2019.