Pierwsze, między dwoma wojnami światowymi, trwało mniej niż dwadzieścia lat. Drugie, od zakończenia jednej zimnej wojny do początków drugiej, aż trzydzieści. Jeśli nie wybuchnie wojna o Ukrainę, to uruchomienie drugiej zajmie dłuższy czas, tak jak to było za pierwszym razem. Przemówienie Churchilla, w którym użył on metafory „żelazna kurtyna” - symboliczny punkt startowy zimnej wojny - miało miejsce „dopiero” 5 marca 1946 r.
Pierwsze, dwudziestowieczne międzywojnie, zaczęło się od konfliktów, wojen, dążeń rewizjonistów. Po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z własnego projektu Ligi Narodów i powojennej pauzie, Europie lat trzydziestych ton zaczęli nadawać nacjonaliści i faszyści, nastawieni na nieograniczoną ekspansję.
Kończące się właśnie międzywojnie zaczęło się bardzo obiecująco, od Gorbaczowa, pierestrojki, zjednoczenia Niemiec, połączenia podzielonej Europy, pokojowej dewolucji ZSRR i niepodległości jego części składowych, Paryskiej Karty Nowej Europy, traktatów i porozumień dotyczących europejskiego bezpieczeństwa, budowy środków zaufania, deklaracji dotyczących demokracji i praw człowieka, budowy nowych paneuropejskich instytucji, jak OBWE i od wielkiej fali optymizmu, na której ślizgało się popularne hasło Nowego Światowego Porządku. Europa stawała się wzorem dobrych praktyk w zakresie bezpieczeństwa na skalę światową. Udało się wspólnie stworzyć narzędzia, umożliwiające weryfikację i wyczyścić znaczną część militarnych pozostałości zimnej wojny.
W okresie minionych trzech dekad w naszym obszarze dominowały hegemoniczne Stany Zjednoczone i ich elity: liberalni internacjonaliści/interwencjoniści (niezdarnym i marnym przerywnikiem w długim liberalnym ciągu była prezydentura Trumpa). Z tego podejścia skorzystaliśmy wchodząc do NATO i Unii Europejskiej. I ja byłem w to zamieszany na dobre i na złe (NATO, Irak) po stronie moich liberalnych przyjaciół, takich jak Ron Asmus. Sugestie zwolenników podejścia realistycznego (nie mylić z tak zwaną Realpolitik) wysuwane przez Henry Kissingera i innych realistów powołania jakiejś Steering Group, czyli nowego Koncertu Mocarstw padały na grunt liberalny, więc pozostały bez odzewu.
Liberalizm oznaczał wielką szansę dla niektórych, w tym dla Polski i jednocześnie – jak się dosyć szybko okazało – brak inkluzywności dla innych. Liberałowie gotowi byli do zintegrowania Rosji z Zachodem wyłącznie na własnych warunkach. Realiści nie otworzyliby szeroko drzwi do NATO, ale być może nie dopuściliby do ostrego podziału Europy i nowego podziału świata na bloki. Tego się, rzecz jasna, nie da zweryfikować.
Ponieważ hasło Nowego Porządku przełożyło się na rzeczywistość, w której Rosji przydzielono rolę byłego, czyli drugorzędnego mocarstwa, po trzech dekadach upomniała się ona w radykalny sposób o swoje prawo do współkształtowania europejskiej przestrzeni bezpieczeństwa, podejmując ostatecznie brutalne działania, nie licząc się z prawem międzynarodowym i dobrymi obyczajami dyplomatycznymi. Pokój Paryski 1919 zasiał ziarno niemieckiego rewizjonizmu i II Wojny; brak całościowego uregulowania ustroju Europy po zimnej wojnie przyczynił się do powrotu konfrontacji Wschodu i Zachodu. Silne państwa, które uważają się za pokrzywdzone i nie znajdują zadośćuczynienia ani dobrego miejsca pod słońcem wyczekują dogodnego momentu i mocno uderzają. Nawet małe słabe kraje, przykładem Węgry, nie mogą się przez dekady po traktacie z Trianon, pogodzić z tym, co uważają za krzywdę.
Nie jest wykluczone, że Putin, którego polityczna ofensywa, wsparta wielkimi przegrupowaniami wojsk, nie przyniosła żadnych politycznych rezultatów, skalkulował cenę samoizolacji Rosji od Zachodu i w swojej kalkulacji uwzględnia wszelkie sankcje i możliwe dotkliwe reakcje na realizację swojego planu dołączenia do Rosji Donbasu i Ługańska oraz być może jeszcze innych enklaw na terenie byłego ZSRR. Tak zrekonstruowana Rosja (analiza D. Trenina wyrażona w podkaście, 22 lutego) miałaby wystarczające zasoby, aby przetrwać okres sankcji i krytyki w pragmatycznym sojuszu z Chinami, z Brazylią i innymi państwami pozaeuropejskimi. Dla nas przestałaby istnieć Europa Wschodnia inaczej niż w zdehumanizowanej postaci; Rosjanie i Białorusini postrzegaliby Europę Zachodnią jako wroga. Takie ostre cięcie na mapie wojskowej, gospodarczej i kulturalnej byłoby przygnębiające i zubożające dla obu stron, ale chyba bardziej dla „zwykłych” Rosjan niż dla zamożniejszych zwykłych Europejczyków.
Czas pierwszej zimnej wojny Polacy przeżyli na Wschodzie, w drugiej znajdujemy się na politycznym Zachodzie. Żelazna kurtyna oddzielała NRD i RFN, a teraz będzie przebiegać na Bugu. Wtedy niechętnie poddawaliśmy się zasadom obozowej dyscypliny. Wielu z nas odrzucało narzuconą lojalność wobec ZSRR. Obecnie dokonaliśmy wyboru bez najmniejszego przymusu, lecz władza i część społeczeństwa niechętnie traktuje europejski savoir vivre i savoir faire. Nie traktuje Europy (UE) jako rodzinnego domu. Tym bardziej w sytuacji zagrożenia lojalność wobec Europy może zostać zastąpiona uzależnieniem od „płynnej” polityki Stanów Zjednoczonych w ramach nowego sojuszu z W. Brytanią i państwami okalającymi Rosję. Byłoby to odrodzenie koncepcji cordon sanitaire wokół Rosji, o którego stworzenie nieskutecznie zabiegała II RP po wojnie polsko-rosyjskiej.
Czas pokaże, czy uznanie suwerenności republik Donieckiej i Ługańskiej jest kulminacją strategii Putina i „momentem deeskalacji”, czy preludium wojny.
Od dekretu prezydenta Putina, który uznał suwerenność obu państw (21 lutego 2022) w granicach ich okręgów, zaczyna się okres, który można tymczasowo określić końcem epoki drugiego międzywojnia lub długim początkiem nowej zimnej wojny.
23 lutego 2022