Tematem zaplanowanej na styczeń pierwszej rozmowy z moim młodym kolegą i partnerem, w ramach większego projektu, miała być granica. Rozmowa przesunęła się na później ze względu na tak zwaną V falę koronowirusa, a tymczasem kapituła językoznawców uznała „granicę” obok „szczepienia” za Słowo Roku 2021.
W międzyczasie skonsultowałem kwestię granicy z naszym domowym przyjacielem Milusiem. Długo rozprawiał o granicach kociego terytorium, którego indywidualnie wyznaczony obszar, pilnie strzegą przedstawiciele jego gatunku.
Ważniejsza jest lekcja, której udzielił mi bez słów w ostatnich latach. Z początku nie był otwarty na mizianie w każdym miejscu i o każdej porze. Wyraźnie zaznaczał granice swojej suwerenności i uległości. Jednak stopniowo zdobywałem jego zaufanie. W chwili obecnej Miluś cierpliwie, a często z ochotą, pozwala ze sobą robić wszystko, w granicach kociego rozsądku. Czuje się bezpieczny, ja zresztą też, więc możemy sobie pozwolić na wiele i to jest bardzo przyjemne dla obu stron. Ale wciąż szanujemy z Anią jego granice, które przekraczamy tylko wyjątkowo, gdy chodzi o obcięcie pazurów.
Granice nie muszą być sztywne, nie muszą dzielić. Mogą być jak nisko strzyżony żywopłot, przez który można rozmawiać patrząc w oczy rozmówcy, albo nawet przeskoczyć, aby uścisnąć dłoń sąsiada.