Ojciec, historyk, profesor zwyczajny, z pierwszego rocznika Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, mając zaledwie 61 lat przeszedł na emeryturę. Jedyny taki przypadek w historii UMK do lat osiemdziesiątych. W jednej chwili ojciec nie tylko zerwał swoje związki z uniwersytetem, który współtworzył i z którym związał się na całe życie zawodowe, ale także zaniechał realizacji wszelkich planów naukowych, przestał pisać, właściwie wykreślił 40 at pracy historyka-mediewisty ze swojego życia. Decyzja ojca była zaskakująca i bulwersująca dla szerszego uniwersyteckiego środowiska, jego kolegów i rodziny. Stało się tak w połowie nieciekawych i wlokących się lat osiemdziesiątych.
Jednak była to decyzja podjęta po długim i głębokim namyśle. Ojciec nigdy nie ujawnił nikomu jej powodów. Wiele razy próbowaliśmy rozmawiać na ten temat z ojcem w rodzinnym gronie i nie posunęliśmy się ani o krok. Ojciec milczał i najwyraźniej wcale nie żałował swojej decyzji. Wiele lat później Ania, moja żona, próbowała raz jeszcze dociec prawdy, ale ojciec powiedział jej spokojnie, z łagodnym uśmiechem, że zabierze swoją tajemnicę do grobu. Matce, która nie pogodziła się z jego decyzją, powiedział niedługo przed śmiercią, że uznał swoje wykształcenie i kwalifikacje za niewystarczające, ponieważ nie zdołał odrobić zaległości, które powstały w czasie okupacji.
Po śmierci ojca w 2015 roku niewyjaśniona sprawa jego wycofania się ze świata akademickiego nie przestała mnie intrygować. Postanowiłem jeszcze raz do niej powrócić. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, ze jest to przyczynek, a może coś więcej, do mojej własnej biografii.
Ojciec mając 50 lat sporządził bilans życia osobistego i zawodowego „podsumowanie rubryk habet i debet”. Swój bilans zawodowy ocenił krytycznie: „Tu na pewno nie zrobiłem tyle, ile mogłem. I to chyba nie z lenistwa. Po prostu zbyt wcześnie uświadomiłem sobie kres własnych możliwości i nietrwałość tego, co robi historyk. Dlatego pracowałem intensywnie tylko wtedy, gdy pasjonował mnie temat i gdy uroki życia nie były zbyt silne. Jak będzie dalej – gdy przestaną one działać i ciągnąć” (zapiska ojca do rozpoczętego ale niekontynuowanego dziennika z 26.12.1974).
Ten bilans nie oddaje sprawiedliwości sukcesom ojca jako dydaktyka i bardzo sprawnego dyrektora Instytutu Historii i Archiwistyki UMK (1968-1972). Po zaledwie trzech latach studiów został w 1950 roku zastępcą asystenta i 17 miesięcy później obronił pracę doktorską. Ojciec błyskotliwie zadebiutował jako młody historyk rozprawą o Bolesławie Szczodrym, która zyskała uznanie w oczach polskich mediewistów. Do tego grona wszedł przebojem, a z zachowanej korespondencji wynika, że robił to całkiem świadomie budując kontakty z najwybitniejszymi historykami tego czasu (np. z Zygmuntem Wojciechowskim i z historykami z ośrodka krakowskiego). Kariera bezpartyjnego historyka nie była usłana różami, ale ojciec szybko osiągał kolejne stopnie i tytuły naukowe. W 1980 roku został wybrany na przewodniczącego NSZZ „Solidarność” na UMK. Zrezygnował z tej funkcji po tzw. wypadkach bydgoskich z powodu postępującej radykalizacji „Solidarności”, co oceniał krytycznie. Sporo satysfakcji przynosiła ojcu działalność w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego, gdzie znalazł nowych przyjaciół spoza dotychczasowego kręgu.
Piętrzyły się też przeszkody stawiane ojcu przez funkcjonariuszy ustroju w strukturach zarządzających nauką. Konsekwentnie odmawiano ojcu paszportu na wyjazdy naukowe do RFN (po roku osiemdziesiątym „ze względu na bezpieczeństwo państwa”) i na seminaria papieskie do Włoch. Postawa ojca była przedmiotem krytyki ze strony rektora W. Łukaszewicza i w latach osiemdziesiątych przez ministra nauki B. Miśkiewicza. Te przykrości to były okoliczności towarzyszące i tło dla decyzji ojca, ale nie jej zasadnicza przyczyna.
Moja własna teoria dotycząca zagadkowego postępowania ojca nawiązuje do jego słów o dotarciu do własnych granic w połączeniu z utratą przekonania, że praca historyka nadała jego życiu sens. W połowie kariery spotkał go dotkliwy cios. Jego zamierzone opus magnum czyli nowy przekład Kroniki Galla Anonima nie przedostał się gładko przez sito recenzji wydawniczych. Ojciec, który włożył lata pracy w Kronikę, nie przyjął uwag recenzentów i zamknął na cztery spusty manuskrypt w biurku. Ojciec nigdy już nie odzyskał równowagi i radości z pracy historyka. Od tego momentu systematycznie oddalał się od swojego środowiska i kolegów. Zajął na długo przed odejściem z UMK stanowisko odrębne i zdystansowane.
W wywiadzie z 2005 roku („Studenckie Zapiski Historyczne,” Zeszyt II) ojciec powiedział, że Kronika Galla Anonima „w moim życiu zajmuje szczególne miejsce…”. Na pytanie, czy w jego dorobku pozostały jakieś inedita, ojciec odparł: „Ze względów osobistych nie zdradzę pani tematu takiej pracy. Powiem tylko, że pracowałem nad nią pięć lat. Ma objętość 600 stron maszynopisu, wstęp, tłumaczenie, komentarze, przypisy rozbudowane (charakterystyczne dla wszystkich prac naukowych). Zastrzegam sobie wyjaśnienie powodów, dla których ta praca nie znalazła się na rynku wydawniczym. Pragnę podkreślić, że na pewno to dzieło wstrzymało inne możliwe publikacje”.
Moje śledztwo wspomógł przyjaciel ojca od czasów studenckich prof. Andrzej Tomczak, z którym przeprowadziłem długą serdeczną rozmowę w styczniu 2016 roku, na krótko przed jego nagłą i nieoczekiwaną śmiercią. Profesor Tomczak podzielił się ze mną wspomnieniami z lat młodości. Z ojcem w latach 1946-48 dzielili obaj studencką kwaterę w Toruniu przy ulicy J. Stalina, a później pokój w willi, w którą „wżenił się” inny przyjaciel Jerzy Serczyk, wypijali w niedzielę trochę wódki i na żądanie ojca słuchali radiowego koncertu chopinowskiego oraz czytali wiersze Gałczyńskiego. W opinii Andrzeja Tomczaka po świetnym debiucie monografią o Bolesławie Śmiałym ojcu nigdy nie udało się powtórnie osiągnąć podobnego sukcesu. Nie zdołał opracować zapowiadanej przez siebie II części pracy o Bolesławie Śmiałym.
Ojca spotkał bolesny zawód, gdy był już uznanym badaczem i profesorem na UMK. Kluczem do wejścia do najwęższego kręgu elity mediewistów miał być jego nowatorski przekład Kroniki Galla Anonima – klucz do historii Polski wczesnośredniowiecznej. Ojciec nigdy nie uskarżał się na to, że został potraktowany niesprawiedliwie. W sobie upatrywał przyczyny niepowodzenia. Pożegnał się bez żalu z ambicjami i marzeniami i odłożył do lamusa całą udaną karierę i dorobek. Cięcie było tak radykalne, że zaszokowało uniwersytecki świat. Z dawnymi przyjaciółmi z czasów studenckiej młodości (z grona studenckiej „Ośmiornicy”) i dalszych lat wspólnej pracy na UMK utrzymywał okazjonalne kontakty (doroczny bożonarodzeniowy śledzik w restauracji). Ojciec żył długo, więc z grona „Ośmiornicy” wykruszali się kolejno jego przyjaciele profesorowie: J. Serczyk, M. Biskup, W. Odyniec. Z tego grona ojca przeżył o kilka miesięcy A. Tomczak, który w imponującej formie dożył 95 lat.
Świadoma rezygnacja stopniowo poprowadziła ojca w te rejony życia, które sobie od dawna upatrzył. Osiągnął spokój i większość czasu spędzał ze sobą. Nigdy się ze sobą nie nudził. Przeczytał ponad tysiąc powieści, słuchał muzyki, interesował się kosmologią. Wspominał czasy młodości w Woli Karczewskiej i swój udział w AK. Dopiero po śmierci ojca dowiedziałem się, ile czasu i środków poświęcił wspieraniu chorych dzieci oraz cierpiących i zagrożonych zwierząt. Przez wiele lat ojciec systematycznie dokarmiał koty na cmentarzu św. Jerzego. Nie miał potrzeby dzielenia się informacjami o swoich uczynkach.
Post scriptum
Gdy z perspektywy własnego aktywnego życia zawodowego obserwowałem gwałtowny zwrot i jego konsekwencje w życiu ojca, obiecywałem sobie, że nie wejdę na tę samą ścieżkę. Chciałem uniknąć popełnienia tego, co uważałem za błąd, do którego ojciec miał zresztą pełne prawo. Obecnie jestem już na podobnej drodze, w innych okolicznościach, z innych powodów i niezależnie od moich intencji.
Dzisiaj czuję się coraz bardziej podobny do ojca w aspekcie psychicznym, a także, jak mówią mi znajomi ojca, upodobniłem się do niego fizycznie.
Mam nadzieję, że dzięki życzliwości i poparciu Biblioteki Głównej UMK, której przekazałem maszynopis Galla wraz z życzliwą recenzją profesora Aleksandra Gieysztora, i Wydziału Nauk Historycznych UMK (powołano w tym celu zespół wybitnych mediewistów) uda się opublikować po latach ojcowskie tłumaczenie Kroniki Galla Anonima. W ten sposób ojciec powróciłby do swojego środowiska i swoich uczniów. Ojciec za życia byłby stanowczo przeciw. Ale nie zabronił mi wznowić starań o publikację przekładu Kroniki post mortem.
Nie jest już dla mnie ważne, czy prawidłowo rozwiązałem rodzinną zagadkę. Myślę o zmaganiach ojca z rozpoznanymi przez niego wcześnie granicami własnych możliwości i związanych z tym jego konkluzjach. Jak wyważyć w życiu zdrowe ambicje i wyrzeczenie się ambicji czyli także życia społecznego. Perfekcjonizm jest cechą słabszych, silni, nie przejmują się.
Na ojca na długo przed śmiercią spłynął spokój. Nie oczekiwać zbawienia i nie bać się śmierci to wielka rzecz. Ojciec z wrodzoną delikatnością milczał i nie narzucał mi swojego punktu widzenia. Nie miałem przez lata pełnego obrazu, który dopiero teraz staje się dla mnie bardziej zrozumiały.