Przetrwać w takim kraju?

„Gdyby Austria była choć domem wariatów, ale przecież to przytułek dla obłożnie chorych, powiedział. Starzy nie mają nic do powiedzenia, powiedział Reger, a młodzi mają jeszcze mniej do powiedzenia.”

Thomas Bernhard, „Dawni mistrzowie”, przełożył Marek Kędzierski, Czytelnik, Warszawa 2005, s. 130.

Chore państwo

Maria Peszek w bolesny, mądry, przeszywający do szpiku kości sposób wyśpiewała (na dysku Ave Maria, wrzesień 2021) to, co mi w duszy gra: „nic nie będzie już o Polsce, polski we mnie nie ma, polska była i umarła, polska się skończyła”.

Kiedyś było tu moje miejsce, mój dom, moje państwo, moja praca, moi przyjaciele i współpracownicy. Dzisiaj z tego miejsca, tak jak Maria Peszek, „chciałbym odejść, a jednak stoję” i sądzę, jak ona, że „polska musi do psychiatry, chory Bałtyk, chore Tatry, polska musi do psychiatry…”.

Choć nie godzę się na nie, to i tak podlegam arbitralnym decyzjom władzy, i coraz bardziej dotkliwym regulacjom w gęstniejącej atmosferze strachu i bigoterii. Obywatelem już byłem, nie czuję się Polakiem, którego musi definiować katolicyzm, jestem teraz tylko tutejszy, doświadczam na co dzień sztucznego rewolucyjnego wzmożenia w sferze publicznej i przytłaczającej ingerencji w sferę spraw prywatnych i intymnych. Jako historyk boleśnie przeżywam czas, kiedy żywi mówią za umarłych. I kłamią.

Machina destrukcji miele wszystko to - niedoskonałe i nieugruntowane, co z trudem udało się zbudować w krótkim dwudziestoleciu po 1989 roku. Zniszczenie dotyka moralności, pamięci o naszej przeszłości, naszej partycypacji w Europie, dotyka kultury i sztuki, polityki, natury, instytucji, postaw społecznych, rządów prawa i trójpodziału władz. Degradacji podlega kruche piękno tej ziemi, a słuszne akcje społeczne są tępione przez władze. Zniszczenia dokonują ludzie interesowni, banalni, i pozbawieni skrupułów. Zaślepieni idą ku przepaści, w którą pociągają innych.

Spadły łuski z oczu, opadły pozory i maski, stracone są złudzenia sprzed ćwierćwiecza. Jakiś tutejszy może taki stan zaakceptować, a nawet pokochać jak major Scobie, jedyny sprawiedliwy w przeżartym przez korupcją kolonialnym zachodnioafrykańskim porcie, bohater „Sedna sprawy” Grahama Greena. „…dlaczego tak bardzo kocham te strony? Czy może dlatego , że tutaj natura ludzka nie zdążyła się zamaskować? Nikt by tu nie mógł mówić o niebie na ziemi. Niebo tkwiło sztywno na swoim właściwym miejscu, po drugiej stronie śmierci, a po tej stronie kwitły niesprawiedliwość, okrucieństwo i podłość, które gdzie indziej tak sprytnie chowano pod korcem. Tu można było kochać ludzi prawie tak, jak Bóg ich kocha, wiedząc o nich wszystko najgorsze…” (przekład Jacka Woźniakowskiego).

Nieoczekiwanie, a teraz nadeszła znienacka taka wyjątkowa chwila, wypłynęła z podziemia masa ludzi nieokrzesanych, których do pewnego momentu wstyd powstrzymywał od ujawnienia swoich prawdziwych instynktów. Wypływa z hukiem ogromna fala nieczystości i szemrze cichutko strumyczek prawości. Jesteśmy właśnie tacy, na to zasłużyliśmy, nie ma tu i teraz odkupienia, ponieważ nasz los jest przez nas wybrany. Kumulacja zjawisk negatywnych przekroczyła poziom krytyczny.

Po trzech latach, które minęły od wrześniowej klęski, Kazimierz Wyka zapisał: „Ponure widowisko. Jakaś bezużyteczność moralna historii. Kiedy zaczną piać, że wyszliśmy oczyszczeni i poprawieni, kłamstwo. Kiedy z koturnu jękną, że przeorane dusze wydadzą inny plon, kłamstwo.” („Życie na niby. Pamiętnik po klęsce”, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1984, s. 20). Przeoranie wojną, stalinizmem, rewolucją solidarnościową, przemianami po socjalizmie nie zmieniło charakteru naszego państwa. Teraz w pierwszych dekadach XXI wieku po raz kolejny i to w tak zwanych dobrych czasach obnażona została rzeczywistość. Tego weksla zapożyczonego z historii nie da się wykupić bez kolejnych strat i bez obaw, że to tylko powtórzenie tego samego cyklu.

Poraża skala, głębokość i szybkość zmian w kraju i spustoszenie w ludzkich umysłach i w sercach. Jeszcze tak niedawno był to przyzwoity, normalny człowiek, obecnie kłamie bez żenady, a często nawet bez potrzeby, bez wahania oddaje w pacht doraźnych korzyści swoją inteligencję i sumienie. To zaniechanie własnego rozwoju moralnego, niechęć lub nieumiejętność racjonalnego myślenia, rzetelnej analizy, brak umiejętności kojarzenia faktów, agresja w miejsce empatii dla ludzi i zwierząt, całkowity zanik solidarności i miłosierdzia (jest takie zapomniane pojęcie), życie w kręgu ograniczonym do najprostszych przyjemności, akceptacja kłamstwa w życiu publicznym, to wszystko jest znakiem duchowej mizerii i wyjałowienia umysłów.

Zmarnowany, zniszczony kraj i stracone pokolenia, jakby przez Polskę przetoczył się znowu wojenny walec. Dlaczego teraz, bez gróźb i nacisku z zewnętrz, w okresie spokoju i pokoju?

Z choroby można państwo i społeczeństwo wyleczyć – myśli optymista. Prędzej czy później z tego wyjdziemy mądrzejsi, lepsi. Pesymista myśli o Polsce „nie jest chora, lecz sama jest chorobą” (Wojciech Kuczok, „Rechot gotowanej żaby”, Przegląd nr 49/2021, s. 43). Jakaś myśl pośrednia, nieostra – tutejszy może wciąż jakoś funkcjonować, izolować się, ignorować, wyjechać, etc.

Pamiętam (za Karlem Jaspersem), że obciążanie narodu winą jest zawsze niesprawiedliwe wobec jednostek. Naród nie myśli, nie działa; myślą, działają tylko jednostki. Tylko konkretni ludzie są odpowiedzialni za swe czyny. Ale państwo to co innego. Państwo funkcjonuje wśród innych państw jak quasi jednostka. Charakter państwa można uchwycić, skutki jego działania ocenić.

Jak przetrwać, kiedy nie ma się złudzeń. Opadamy w głąb studni bez dna, codziennie coraz niżej. Życie polityczne i społeczne naznaczone jest kłamstwem, obłudą i wulgarnością. Ludzie nikczemni popełniający jawne niegodziwości są bezkarni. Czytanie gazet czy wiadomości w portalach internetowych wymaga każdego dnia mobilizowania resztek odwagi niezbędnej do przeglądu rejestru oszustw, megalomanii i głupoty.

Jeśli mam trwać tutaj, to będę trwać w postawie krytycznej upartej niezgody, żyć sprzeciwiając się, czerpać, dopóki można, siłę z niezależności i poczucia bycia outsiderem; trzeba ostatecznie dokończyć gdzieś życie, nie jest może najgorszym wyborem miejsce, gdzie są największe przeciwności.

Mury runą

Mur berliński runął. Był to mur psychologiczny par excellence, a nie wojenna fortyfikacja. Stanowił przez kilka dekad drugiej połowy XX wieku symbol zimnowojennego podziału Europy na dwa wrogie światy. Był anomalią, dowodem na to, z jaką łatwością można pociąć organiczną jedność miasta-świata na kawałki. Mur, pierwotnie twór specjalistów od wojny psychologicznej, z czasem stał się probierzem stabilności systemu zimnej wojny. Fikcją, która wbrew logice militarnej (wojskowi stratedzy unikali takich pułapek – np. w powojennym Wiedniu czy Trieście uniknięto utrwalenia podziału miasta na strefy okupacyjne) przetrwała dekady. Powstrzymywanie ucieczek na Zachód było jego złowrogą, ale marginalną funkcją. Kiedy skończyła się zimna wojna, rzecz jasna, padł mur.

Ale inne mury mentalne nie runęły. Przeciwnie. Podziały i granice, które zanikały powracają z nową siłą wokół Europy i w samej Europie. Trwa gorączkowa praca nad nowymi. Są w Europie i w Ameryce znaczące partie i przywódcy polityczni, którzy, tak jak przed II wojną, swoje istnienie i powodzenie u wyborców zawdzięczają głównie ksenofobicznemu nastawieniu i ksenofobicznej platformie politycznej.

Cywilizacja zachodnia, dumna ze swej otwartości (do czasu), odgradza się obecnie z całą bezwzględnością od innych i obcych, tworząc cywilizacyjne gated community. Zamknięte cywilizacje kierują się logiką podziału i odrzucenia. Narażają się na przedwczesną śmierć.

Jesteśmy dopiero na początku tego procesu. Fala uchodźców wzbiera. Mury i zasieki z drutu kolczastego, te, które już są, i te jeszcze liczniejsze, które powstaną, będą powstrzymywać napływ barbarzyńców aż runą tak, jak runęły mury chroniące starożytne imperia. Odwracanie biegu historii przy użyciu dostępnej dzisiaj techniki nie będzie skuteczniejsze niż Wał Hadriana w starożytnej Brytanii. Wędrówka ludów ponownie zmieni mapę polityczną świata. Współcześni Hunowie osiągną swój cel. Ci, którzy znajdują się w środku obleganej twierdzy, karmią się iluzjami. Znienawidzeni przybysze zaludnią ich odchodzący do przeszłości przytulny świat i urządzą go dla siebie na nowo, jednak pozostawią na nim wyraźne rysy zastanego. Z chaosu wyłoni się Nowy Porządek.

Logika Przedmurza

Po obaleniu muru Europa święciła swoją jedność, a raczej pojawienie się historycznej szansy na jedność. Radość ludzi w krajach na wschód od muru była euforyczna. Swobodne poruszanie się po Europie umożliwiło nam, po latach życia w częściowej izolacji, praktykowanie stanu podwójnej tożsamości: bycia Europejczykiem i obywatelem własnego państwa jednocześnie. Życie w Europie było wyczekiwanym doświadczeniem, wzbogacającym ludzkie życie.

Wbrew moim nadziejom i oczekiwaniom, w ciągu zaledwie ćwierćwiecza, atmosfera w kraju zmieniła się nie do poznania. Zwyciężyła logika Polski jako chroniącego Europę Przedmurza na Wschodzie. Dystansowaniu się od Wschodu, zaczęło, z pewnym opóźnieniem, towarzyszyć dystansowanie się od Zachodu, zwłaszcza od Niemiec. Wystarczyła iskra w postaci migrantów na granicy, aby słowo stało się ciałem.

Mówią, że Obcy czyha na nasze świętości za każdą miedzą.

Polska jest w niechlubnej awangardzie państw ksenofobicznych, ale nie jest wyjątkiem. Nastał teraz w Europie przygnębiający czas lekceważenia konwencji i prawa międzynarodowego, ustanowionego dla ochrony uchodźców, czyli ludzi, takich jak my, jak każdy z nas. Europa zamyka oczy na to bezprawie i zamyka się. Zdumiewające, jak szybko Polska i Europa zamykają się na wnioski z własnych bolesnych doświadczeń.

Europa. Długie pożegnanie

Jak stwierdzę fakt, że nie jestem już obywatelem państwa-członka Unii Europejskiej, lecz państwa, które nie należy do rodzinnej Europy? Paszport prawdę mi powie. Nie znajdę w nim nagłówka Unia Europejska, tylko symbole narodowe.

Tak zwany euroentuzjazm Polski i Polaków jest pusty. Na porządku dziennym jest ostra, otwarta, czasem zakamuflowana, krytyka Unii Europejskiej, a dominuje atmosfera obojętności ze strony większości sił politycznych. Natomiast polski rząd nie akceptuje Unii Europejskiej w jej obecnej postaci.

Rządzący Polską chcieliby powrotu do wyimaginowanych przez nich unijnych korzeni, do oryginalnej „Wspólnoty Schumana”. Opozycja ma niewiele do powiedzenia na temat Europy poza rytualnymi zaklęciami o niesłabnącym poparciu Polaków dla członkostwa w Unii i korzyściach płynących z pozyskiwanych środków.

Wracam na moment do mojej prognozy na temat przyszłości Polski w Europie z 2007 roku. Był to wciąż czas, kiedy Polska dopiero zaczynała swoją karierę w Unii Europejskiej - w aureoli prymusa transformacji systemu gospodarczego i politycznego. Mimo przesilenia lat 2005-2007 roku mało było w Polsce proroków wieszczących długofalowe i katastrofalne konsekwencje odrodzenia się integralnego nacjonalizmu dla naszego funkcjonowania w projekcie europejskim. W tekście ostrzegawczym „Requiem dla państwa inteligentnego” pisałem do szuflady (zamieszczam w blogu tylko niewielki fragment) w 2007 roku:

„Scenariusz A

W wyborach w Polsce 2014 roku, po długim okresie dominacji rządów bloku ludowo-narodowego walne zwycięstwo osiągnął blok partii centrowych, liberalnych i lewicowych. Wybory były jednocześnie plebiscytem w sprawie przynależności Polski do Unii Europejskiej. Blok konserwatywno-ludowy … wezwał do wyjścia Polski z Unii Europejskiej, ze względu na nadchodzącą zmianę (2017) korzystnego dla Polski nicejskiego systemu głosowania. Państwa członkowskie Unii jednomyślnie odrzuciły postulat Polski o wydłużenie działania systemu nicejskiego do końca drugiej dekady XXI wieku. Centrowo-liberalno-lewicowy blok wprowadził Polskę do głównego nurtu polityki europejskiej.

Scenariusz B

Blok katolicko-ludowy w wyborach 2014 roku wyraźnie zmajoryzował partie środka. Uzyskał jednoznaczny mandat na wycofanie Polski z Unii Europejskiej. W następnych latach z Unii wystąpiły kolejne państwa. Wiosną 2015 roku Prezydent V RP podpisał historyczny, pionierski traktat, który zakończył jedenastoletni okres członkostwa Polski w Unii Europejskiej, chociaż nadal pozostaliśmy stroną kilku porozumień w ramach wspólnej przestrzeni ekonomicznej. Polska przyjęła w 2015 roku nową konstytucję, w której został zniesiony rozdział państwa i kościoła. W Wielkiej Brytanii emigracja formuje „Radę Demokratyczną” odwołującą się do ideałów paryskiej Wielkiej Emigracji po Powstaniu Listopadowym. (Freedom House określa Polskę w swoim raporcie w 2016 jako kraj ,pół-wolny’). Narastający kryzys gospodarczy na tle masowej emigracji (Polska w 2025 r. liczy 32 miliony) i zamknięcia się przed napływem siły roboczej z zewnątrz.

Wystąpienie z Unii Europejskiej Polski, a niezależnie od tego W. Brytanii, Holandii i w następnej kolejności Węgier, Rumunii, Słowacji, Bułgarii i Łotwy. … Powstanie europejskiego super-państwa.

Państwo Europa – ewolucja w kierunku twierdzy Europa w izolacji od wschodniej i południowej flanki.

Ograniczenie systemu Schengen i wolności europejskich do granic państwa Europa.

Wzrost roli Rosji jako alternatywnego centrum polityki i modernizacji.

Tlący się konflikt państwa Europa z neo-imperium rosyjskim.

Funkcja Polski

Powrót do roli bufora miedzy Państwem Europa a Rosją.

Polska mająca poczucie rosnącego zagrożenia deklaruje wyjście z reżimu NPT i sygnalizuje możliwość podjęcia programu budowy bomby nuklearnej. Rada Bezpieczeństwa ONZ deliberuje nad wprowadzeniem sankcji wobec Polski.”

Po upływie 15 lat jesteśmy w jakimś wariancie scenariusza B. W atmosferze wisi Polexit.

A jeśli klamka zapadnie moglibyśmy sobie powiedzieć: Do widzenia Europo, do widzenia wszystkiemu, o czym marzyły pokolenia. To jednak nie jest cała prawda. Obecna konfrontacja ma głębokie kulturowe korzenie.

Europa była bowiem marzeniem i dążeniem części Polaków. Z punktu widzenia historii Polski obecna polityka na kontrze do Unii Europejskiej jest korektą polityki zgodną z duchem istotnego nurtu polskiej tradycji; porzuceniem krótkotrwałej fascynacji kulturą zachodnią i odejściem od jednostronnego zwrotu Polski w kierunku Zachodu. Ten silny prozachodni impuls w końcu lat osiemdziesiątych, okrągły stół, modernizacja systemu politycznego i gospodarki w stylu zachodnim, usilne i uwieńczone sukcesem zabiegi o członkostwo w NATO i w Unii Europejskiej w latach dziewięćdziesiątych, wygasł po dwóch dekadach.

Przekonaliśmy Zachód skutecznie, jak stwierdził Bronisław Geremek, że jesteśmy Zachodem. Po latach widać jednak, że nie zmieniliśmy się i nie przekonaliśmy siebie samych. Ten złoty okres naszej modernizacji był w skali historii Polski udanym manewrem, ale nie wynikiem historycznej reorientacji.

Według Andrzeja Walickiego myśl o odrodzeniu Polski w Polsce XIX wieku nie była powiązana z modernizacją europejskiego typu (czyli z „westernizacją”). Tylko w krótkim okresie pozytywizmu u schyłku wieku modernizacja była traktowana jako tożsama z „westernizacją”. Polska romantyczna krytyka Zachodu i wyprowadzona z niej mesjanistyczna misja oczyszczenia przez Polskę jego skażonej duszy powróciły po dwustu latach z całą mocą do polskiej polityki w tradycjonalistyczno- nacjonalistycznej postaci. Nie sposób jednak nie zauważyć, że oderwanie modernizacji od zachodniości było stale obecne w polskim myśleniu, a polscy „Europejczycy”, podobnie jak rosyjscy „Zapadnicy”, szli w historii obu państw zazwyczaj pod prąd. Tym, co komplikuje u nas zrozumienie tego fenomenu jest percepcja – nasze złudzenie optyczne – że byliśmy z definicji i będziemy zawsze, niezależnie od naszego ustroju i postępowania, częścią cywilizacji Zachodu, a właściwie jego lepszą częścią. Nie jesteśmy zatem skazani na rosyjską alternatywę: albo Europa albo Euroazjatyzm, ale na wybór między sarmacką wolnością w naszym domu a Europą jako przestrzeń Rechtsstaat. Autentyczna pasja romantyków mająca u źródła cierpienie wymazanej z mapy Europy Polski była czymś wielkim; była inspiracją dla rewolucjonistów i ludów pozbawionych wolności w całej Europie. Romantycy byli konserwatywnymi progresywistami. Torowali drogę kształtującej się Europie państw narodowych. Byli postępem.

Nieporównywalna z uniwersalnymi poglądami romantyków jest dzisiejsza parafialna krytyka pod adresem zgniłego, laickiego, permisywnego Zachodu. Domaganie się powrotu Europy suwerennych państw po nieszczęściach II wojny światowej i po okresie zimnowojennego podziału kontynentu jest ruchem wstecznym. Przekreśleniem historycznego postępu Europy w budowaniu pokojowego systemu bezprecedensowej solidarności i współpracy. Przerażający jest fakt, że to obecny rząd Polski chciałby z trudem zharmonizowaną przestrzeń Europy ponownie podzielić na odrębne, niepasujące do siebie i w wielu miejscach skłócone jednostki państwowe. Odtworzyć Europę znaną z historii, która nie była dla nas łaskawa. Amortyzacja naszych pretensji i pretensji do nas, resentymentów Węgrów i Słowaków, Austriaków i Włochów… lista potencjalnych kłopotów jest nieskończona.

Przyszłość Polski w Unii Europejskiej określi wynik nierozstrzygniętego od lat starcia: katolickich tradycjonalistów i skrajnych nacjonalistów z jednej strony; chadeków, liberałów i neoliberałów z drugiej oraz od potencjału, zepchniętych do defensywy przez obie strony dychotomicznego podziału, lewicowych internacjonalistów.

Teraz w 2022 roku myślę tak:

Jeśli PIS wygra kolejne wybory parlamentarne, Polexit będzie kwestią nie czy, lecz kiedy. Charakter związku Polski z Europą będzie głównym tematem i przedmiotem zasadniczej rozgrywki w trakcie najbliższych wyborów parlamentarnych. Bruksela i struktury europejskie już w końcu 2021 utożsamione przez liderów partii władzy z (IV) Rzeszą będą centralną kwestią wyborów jako nowa Moskwa -największe zagrożenie dla tożsamości narodowej i suwerenności Polski. Schyłek roku 2021 zapisał się jako moment programowego debiutu Polski w charakterze lidera antyeuropejskiej skrajnej prawicy, której celem jest demontaż projektu europejskiego (ten aspekt nie został praktycznie zauważony w późniejszych analizach – skupiono się na sympatiach prorosyjskich zagranicznych uczestników spotkania). Wybory 2023 r. będą plebiscytem za lub przeciw członkostwu w Unii Europejskiej. Potem wystarczy jedna ustawa przegłosowana zwykłą większością głosów jako wypełnienie woli narodu.

Jeśli nacjonaliści przegrają wybory, opozycja stworzy kruchy koalicyjny rząd z małymi szansami na przeprowadzenie niezbędnego programu naprawy Rzeczypospolitej. Partie opozycyjne nie przedstawiły w ciągu dotychczasowych 6 lat wegetacji w cieniu partii władzy ani atrakcyjnego programu społecznego i gospodarczego, ani żadnej wizji przyszłej Europy, ani zasad rekonstrukcji państwa po wieloletnim okresie destrukcji instytucji publicznych i państwa prawnego (zaniechania w tym zakresie w ciągu lat 2007-2015 znacznie ułatwiły „mocny” start PiS w nowym otwarciu w 2015 r.). W polityce zagranicznej anty-putinizm i pro-amerykanizm opozycji ściga się z rusofobią i pro-amerykanizmem władz. Myślenie kategoriami pępka świata prowadzi do ubogiego wkładu do dyskusji europejskiej. Od naszych polityków polski wyborca nauczył się patrzeć na Europę tylko z perspektywy „kasy”.

Rozrywana ambicjami przywódców dzisiejszej opozycji ewentualna powyborcza koalicja żyć będzie nerwowo i krótko, ale i tak dostatecznie długo, aby gruntownie skompromitować w oczach wyborców rządy centro-prawicowych chadeków, centrowych liberałów i krypto -neoliberałów. Rychły powrót rządów nacjonalistycznych będzie nieodwołalnie oznaczał zakończenie epizodu Polski w strukturze Unii Europejskiej. Wymazanie Polski z mapy Unii Europejskiej mieści się całkowicie w logice ksenofobicznego etnocentryzmu, któremu hołdują polscy nacjonaliści. Jest to też wynik dokonanej przez nich chłodnej racjonalnej politycznej oceny wewnętrznych zagrożeń wynikających z europejskości dla zaściankowego modelu narodu i państwa, do którego dążą. Celem radykałów jest przebudowa Polski w duchu silnego wszechobecnego centralistycznie zorganizowanego państwa, które samodzielnie jako znacząca siła polityczna i militarna określa swoją pozycję w Europie. Z takimi aspiracjami jakie miała sanacyjno-endecka Polska mocarstwowa, (czy jak się okazało we wrześniu 1939 r. z pretensjami mocarstwowymi). Z takimi samymi szansami na prosperowanie w skonfliktowanej Europie ”ojczyzn” jak przedwojenna Polska.

Partia nacjonalistyczna musi być w ciągłym ruchu, nie może zaprzestać poszukiwania wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. Jej polityka gospodarcza, podatkowa, społeczna jest narzędziem obliczonym na zdobycie i utrzymanie poparcia milczącej większości; pielęgnowanie zaplecza mniejszościowego, ale nastawionego nacjonalistycznie trzonu elektoratu wymaga dopływu świeżej krwi. Rosja jest zabetonowana jako wróg, możliwość realnego podejmowania działań wobec Rosji jest ograniczona do ostrzegania przed niebezpieczeństwem ze Wschodu i sankcji. Putin dla wszystkich sił politycznych w Polsce jest diabelskim nasieniem. Wyróżnić się na tym tle większą nienawiścią wobec Rosji jest trudno (ale próby nie ustają). Celem ataku może być za to tak zwana niemiecka Europa, rzesza europejska, Unia Europejska, ostatecznie cały liberalny Zachód z jego kulturowym pluralizmem. Zachód - bogaty, cyniczny, oportunistyczny, krótkowzroczny jest odpowiedzialny za cierpienia Polski w ostatnich stuleciach. Nasz rewanż za te historyczne zniewagi i bolesne zdrady polega na odrzuceniu zjednoczonej Europy. Odmawiamy solidarnej współpracy w ramach konstrukcji Unii Europejskiej. Interesuje nas jedynie ograniczona współpraca w zakresie bezpieczeństwa (na Wschodzie). Brak jest zrozumienia, że Europa jako związek handlowy i celny nie będzie odskocznią do solidarności w kwestiach, które nas dotyczą, w tym do prowadzenia wspólnej polityki bezpieczeństwa.

Fundusze europejskie jako instrument niezbędny dla nowoczesnego rozwoju już nie działają jako argument na rzecz członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Do niedawna powszechnie akceptowana była teza, że Polska nie opuści Unii Europejskiej ze względu na korzyści finansowe nieobojętne nawet dla ludzi, którzy z niechęcią odnoszą się do projektu europejskiego. Jednak te korzyści już nie przekonują rządu, który jest bardziej zainteresowany w eliminacji ograniczeń swobody swojego działania wynikających z członkostwa w Unii Europejskiej niż w dodatkowych środkach na modernizację. Rodzime tradycje, polska rodzina i polski charakter są rzekomo na kolizyjnym kursie z tożsamością europejską. W tym klubie, w „rodzinnej Europie” nacjonalistycznie nastawiona Polska nie czuje się jak u siebie w domu. Swoje własne państwo władza mebluje tak jak chce i nie życzy sobie, aby patrzono jej na ręce. Pozbycie się zewnętrznej kontroli, marginalizacja wpływu prawa międzynarodowego i europejskiego na prawo krajowe, jest istotnym krokiem w tym kierunku. Nadrzędna wobec rozwoju wedle modelu europejskiego stała się trójca etnocentryzmu, suwerenności i tradycji.

Po oderwaniu się od Unii Europejskiej Polska będzie wolna od konieczności stosowania się do standardów i traktatów europejskich, a Polacy bez pośrednictwa instytucji europejskich zostaną skazani na wolę polityczną władz. Z(de)reformowane polskie sądy będą ostateczną instancją w sprawach między rządem a obywatelem. Po odejściu z Europy nadejdzie czas na likwidację demokratycznego pluralizmu w życiu publicznym (niezależni krytyczni obserwatorzy, partie polityczne, stowarzyszenia, nauka, kultura, media) i na radykalną rozprawę z wrogiem wewnętrznym.

Aby nie działać w próżni polscy nacjonaliści poszukują sojuszników na Zachodzie, których nie brakuje. Polska chce odegrać pewną rolę w tworzeniu „międzynarodówki” nacjonalistów europejskich i amerykańskich. America First, najpierw W. Brytania, najpierw Polska, etc. – te i inne potencjalnie państwa, które dbają tylko o własne interesy. Są solidarne tylko na kontrze ale nic więcej.

Znacznie bardziej wyrafinowana koncepcja Europy ojczyzn już w okresie de Gaulle’a była anachronizmem (do poglądów generała powrócę w przyszłości). Dla małych i średnich państw takich jak Polska silna Unia, zmierzająca pragmatycznie, krok po kroku, w stronę jednej federalnej Europy, jest bezpiecznikiem demokracji i jedyną tarczą przed agresją i wojną.

Po co więc to wszystko? Dlaczego nacjonalizm wyparł u wielu Polaków myślenie w kategoriach europejskich? Nacjonalizm jest czymś oczywistym, wyraża naturalne preferencje człowieka do życia we własnej lokalnej i przytulnej wspólnocie. Uniwersalne koncepcje są trudniejsze intelektualnie i moralnie. Naturalną skłonnością większości naszych polityków i mediów jest koncentracja na własnym podwórku, nieufność, cynizm i uleganie iluzji Polski jako świata najlepszego z możliwych - pępka świata. Nie mamy zaufania do siebie, więc nie mamy zaufania do innych. Nie myślimy o innych, o dobrach publicznych ani dla nas, ani dla innych. Odrzucamy ze zgrozą kosmopolityzm i ideę federacji europejskiej. Zohydzony został internacjonalizm. Eksperci nie wierzą w sens międzynarodowych instytucji. W krajowej perspektywie prawdziwy Europejczyk i chrześcijanin to Polak katolik, a nie uniwersalny człowiek Seneki i świętego Pawła. W ujęciu większości polskich ekspertów wytłumaczeniem takiego stanowiska jest rzekomo wszechobecnie panujący cynizm w polityce światowej i argumenty pochodzące z jednostronnej geopolitycznej analizy stosunków międzynarodowych.

Ale najważniejszy powód to niebywała dominacja spraw krajowych w polityce i w mediach. Patrzymy na świat przez dziurkę od klucza, a to co nie pasuje do z góry przyjętych założeń jest filtrowane przez sprawny aparat propagandowy. Ta redukcja, marginalizacja i miniaturyzacja wpływu świata zewnętrznego na sprawy polskie jest podyktowana doktryną świętej suwerenności państwa. Przecież funkcjonujące w ramach Unii Europejskiej demokratyczne państwo nie może w sposób niezauważony przepoczwarzyć się w autorytarnego potworka z monopolem władzy zastrzeżonej dla wąskiej grupy oligarchów. Taka pożądana nieskrępowana przez zewnętrzne instrumenty wpływu i kontroli władza miałaby całkowitą swobodę w kształtowaniu świadomości nowego Polaka w ideologicznej dyscyplinie jednej narodowo-katolickiej prawdy, co jest warunkiem sine qua non wychowania nowego pokolenia na nowych zasadach, a co za tym idzie zachowania w Polsce władzy w rękach nacjonalistycznej neo-endeckiej elity na długie lata.

Obecna Polska ostrzega Europę przed dzieleniem Europy przez Rosję, a sama kwestionuje najważniejszy wyznacznik jedności przestrzeni europejskiej: europejskie prawo. Czy takie państwo może być rzecznikiem tych, którzy aspirują do członkostwa w Unii Europejskiej?

Gwoli prawdy trzeba też powiedzieć, że wyniku zahamowania procesu integracji europejskiej w wyniku referendów w Niderlandach i we Francji, oraz po Brexicie, znacznie wcześniej i niezależnie od stanowiska Polski i Węgier, projekt europejski znalazł się impasie. Pytanie czy Europa, która Polski potrzebuje (i nie zawsze - jak np. w kwestii powstrzymywania migracji, jest dla niej ważne, aby Polska postępowała zgodnie zasadami i z prawem międzynarodowym), pomoże nam uniknąć losu, na który sami się skazujemy. Po pierwsze, „Zachód” zmęczony i zawiedziony Polską może z niej stopniowo zrezygnować. Po drugie, jeśli, tak jak marzą eurosceptycy w Polsce i w Europie Unia zredukuje swoje ambicje do formatu luźnego związku wielu państw współpracujących w wybranych dziedzinach i twardego jądra kilku państw , będzie mogła we wspólnym interesie, tolerować odstępstwa od demokratycznego modelu. Exemplum NATO w okresie zimnej wojny, którego członkiem była Turcja – okresami wojskowa dyktatura czy Grecja pułkowników. Oba scenariusze oznaczają de facto powrót do poszatkowanej Europy.

Jak temu zaradzić? W tej chwili niewiele już można zrobić, aby zapobiec odpływowi fali proeuropejskiej w Polsce. IV RP już osiadła na swoje życzenie pewien czas na mieliźnie. Jednak cuda w Polsce się zdarzają, jeśli dobrzy ludzie usilnie dążą do ich wywołania. W średnim przedziale czasu powrócimy, mam nadzieję, do przemienności prądów pro- i anty-europejskich w polityce polskiej. Na razie spełnienie marzenia o utrwalonym raz na zawsze europejskim wyborze odłożyć należy do kategorii długiego trwania czyli ad calendas Graecas.

.