Jeszcze o celu polityki polskiej

Kiedy pisałem przed dekadą „Państwo inteligentne”, z jego przesłaniem o powołaniu Polski do roli państwa pośredniczącego, amortyzującego spory i konflikty w ekosytemie państw Europy Wschodniej, Środkowej i Zachodniej nie znałem zapisek Henryka Elzenbega z lat 1914 – 1918 na temat jego „nowej idei polskiej”. Był to czas uzasadnionych nadziei dla świeżo upieczonego doktora filozofii na Sorbonie, jednego z najwybitniejszych myślicieli polskich XX wieku, na odzyskanie niepodległości.

Elzenberg intensywnie zaangażował się w walkę o niepodległość jako młody człowiek przed i w okresie Wielkiej Wojny. Dla Polski zrezygnował z wytyczonej drogi życia na obczyźnie. Elzenberg na kilka lat przed wybuchem I wojny światowej przeczuwał, że pojawia się szansa na odzyskanie niepodległości. Z uwagą analizował sytuację polityczną i brał udział w debacie na temat przyszłej Polski i jej roli w Europie. Walczył w Legionach, pracował w Biurze Prasowym Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie. Był związany z obozem piłsudczyków. Został ochotnikiem w wojnie z bolszewikami. Kierował się sympatiami lewicowymi (PPS). Rząd Moraczewskiego desygnował go na stanowisko chargé w Hadze, ale Elzenberg nie zdążył go objąć ze względu na krótki okres działania tego rządu. 

Elzenberg deklarował się  jako „fatalista na odwrót” – wierzył, że tak w przypadku jednostek, grup, narodów i idei wszystko zależy od „naszej siły i słabości wewnętrznej.”[i] Dlatego nalegał na podjęcie poważnego wysiłku, aby Polskę wywalczyć, a nie otrzymać w podarunku:

  „Wielu Polaków marzy o odzyskaniu niepodległości bez przyczynienia się własnego, przez sam tylko zbieg okoliczności w stosunkach międzypaństwowych. … „Czy więc w ten sposób niepodległość otrzymywać warto?”.[ii]

W historii państw i narodów, mówiąc górnolotnie, są takie chwile, kiedy indywidualne troski ustępują na rzecz pytań o cel i sens zbiorowych zadań. Elzenberg tuż przed odzyskaniem niepodległości poszukiwał dla wyłaniającej się wolnej Polski sensu istnienia w Europie; chciał taki głębszy sens ojczyźnie nadać. Nie traktował niepodległości jako celu, lecz jako instrumentu do przywrócenia witalności, zrujnowanej wojną Europie, zwłaszcza w sferze kultury.

Moje prawie o wiek późniejsze myślenie o celu polityki polskiej, na innym, nieprównanie mniej dramatycznym ale ważnym zakręcie polskiej historii współczesnej w latach 2005-2007 (będącym tylko wstępem do radykalnej zmiany 2015 -  ) wychodziło z podobnych przesłanek. Z analizy naszej psychologii politycznej, naszego dorobku zakumulowanego w historii, naszego potencjału, sytuacji w Europie, wyprowadziłem wniosek o pożądanej roli Polski jako instrumentu konsolidacji, porozumienia, dialogu i ostatecznie stabilizacji i pokoju na zmierzającym ku jedności kontynencie. Sformułowałem, podobnie jak Elzenberg przed prawie stu laty, rolę Polski jako „czynnika pojednania”. Podjęciu tego zadania sprzyjały osiągnięcia Polski i naszych sąsiadów przed (pokojowa, bezkrwawa „refolucja” polska i pozytywna rola Polski w zakończeniu zimnej wojny), ale, przede wszystkim po 1989 roku: pojednanie polsko-niemieckie, które było długim procesem, pojednanie polsko-ukraińskie, ułożenie dobrosąsiedzkich stosunków ze wszystkimi sąsiadami. Po stronie obciążeń dostrzegałem hipotekę trudnej historii; przeszłość jako źródło kompleksów polskich.

Elzenberg wyprowadzał nową ideę polską nie z odleglej przeszłości (odnotował w 1910 roku, że „Jesteśmy niewolnikami dawnej wielkości” [iii], a z unikalnej roli Polski w Wielkiej Wojnie:

 „Tylko narody, które w tej wojnie wzięły udział i coś z siebie dały, będą miały głos przy dalszym rozwoju kultury europejskiej. Polska wzięła udział, i ona jedna w sposób tak niezmiernie specjalny. Przecież oba obozy „orientacyjne” mają  p r z y m i e r z e  z  w r o g a m i, a po stronie przeciwnej – przyjaciół!”. Interes narodowy podyktuje w końcu zrozumienie wzajemnych racji i pogodzenie obu obozów, co odróżni Polskę od fanatyzmu innych podzielonych narodów. „Dlatego będziemy czynnikiem pojednania i, w szczęśliwych  warunkach, możemy się stać ratownikami kultury europejskiej. My, a nie Szwajcaria, choć także rozdarta, ale, która udziału nie wzięła i nic z siebie nie dała”. Te kompetencje nabyte przez Polaków ( „wyrozumienie wzajemne”,  „wejście w punkt widzenia strony przeciwnej” ) posłużą wypracowaniu powojennego kompromisu i scaleniu Europy.[iv]

Elzenberg nie traktował niepodległości jako celu samego dla siebie, lecz jako instrument do realizacji celów właściwych. Państwo było dla niego instrumentem do realizacji idei w sferze kultury, a nie instrumentem realizacji interesów grupowych.[v] Dla idealisty Elzenberga własne państwo miało być szkołą wznoszenia się ponad interesy i egoizm.

W notatce, znalezionej niedawno w jego manuskryptach, Elzenberg komentuje spór „pomiędzy idealistami w narodzie, chcącymi w ojczyźnie pola dla działania absolutnie bezinteresownego, a realistami, zwolennikami egoizmu narodowego…” Kardynalne znaczenie ma sformułowanie przez Elzenberga narodowego celu, którym nie miało być samo istnienie; „nie być i żyć, ale działać”. Wartość „naszego państwa” podlega ocenie potomnych z punktu widzenia tego „czym był i co zdziałał”; nie jest zatem absolutna.[vi]

Odzyskanie niepodległości nie było więc celem ostatecznym ale środkiem ratowania kultury europejskiej. „Miłość kultury”, według Elzenberga, to zdolność do kultywowania uczuć bezinteresownych; kontemplacja lub tworzenie piękna. Może się on wyrazić w działaniach artysty lub jako „ofiarny czyn żołnierza na froncie”…

„A co podtrzymuje i krzepi, to że się może s ł u ż y ć  tej sprawie; że się jest ogniwem w łańcuchu, łącznikiem, który przyjmuje sygnał i podaje go dalej. Ces’t un cri repete par mille sentinelles: przecież nawet swój udział w wojnie rozumiałem jako stanięcie na posterunku nie tyle może nawet ojczyzny, ile tak właśnie pojętej ‘uskrzydlonej’ kultury”. [vii]

Elzenberg poszukiwał w publicznej dyskusji jesienią 1918 roku, w momencie kiedy niepodległość Polski była już niekwestionowanym faktem, dla wolnej ojczyzny wyższej racji, niepospolitej przewodniej idei, która miałaby swoje źródło w istocie „szlachetniejszej polskości”:

 „Dotychczas nie mieliśmy bytu państwowego, zagrożony był byt nasz plemienny; treścią życia w takich warunkach może być tylko: zagrożone obronić, utracone odzyskać; szczytem marzeń dla najlepszych w narodzie była tez niepodległość. Dziś ten okres zdaje się kończyć; chwila jeszcze, a mamy prawo powiedzieć: jesteśmy wolni.”

W takiej właśnie chwili Elzenberg postawił problem, który w kilkadziesiąt lat później w wolnej Polsce, postawił ponownie Józef Tischner w „Nieszczęsnym darze wolności” (1993). Odnajduję też w refleksji Elzenberga, wątki mojej późniejszej analizy w „Państwie inteligentnym”; moją awersję do sprowadzenia wartości Polski do potencjału siły, do nadymania się i napinania muskułów, do ambicji mocarstwowych. Byłem i jestem przekonany, że państwo średniej wielkości położone w newralgicznym miejscu Europy, państwo mające skarbiec dobrych i złych doświadczeń, mogłoby podsunąć interesujące, inteligentne pomysły wzbogacające polityczną kulturę Europy.

„Do czegóż tej wolności zechcemy użyć?” – pytał w październiku 1918 roku Elzenberg – „ Mocarstwem nie będziemy; w świecie panuje żelazo, nasza koleją zdarzeń nie potoczymy; nie rokują nam tego ani nasza liczebność, ani nasze przyrodzone zdolności; niech się ile chcą wysilają nasi statyści, przodownictwo w ‘grze tego świata’ nie będzie naszym udziałem. Cóż pozostaje? Czy sama tylko jałowość? Bytowanie drugorzędnego państewka, w orbicie tej lub owej obcej potęgi, parcie na wschód czy zachód, prowadzenie wojen o przyłączenie pół miliona nieprzyłączonych braci, drobne kłótnie, drobna zaborczość, drobna małomiasteczkowa parodia wielkich imperializmów? Nędzna dola ani światu żadnej wartości, ani życia własnemu sercu dać nie mogąca! Szczęściem istnieje coś więcej świat ducha stoi otworem; i czy to z przekonania, czy z koniecznością przeważną zawróconym z dróg mocarstwowych, w nim jednym wolno nam szukać tego, co nasz byt uzasadni. W świecie ducha musimy być siłą i to siłą odrębną, swoistą, zdolną w ogólnoludzki dorobek wnieść coś, czego weń nie wniesie nikt inny. W jego obrębie musimy znaleźć dzieła do spełnienia, cele dążeń, idee. Na czele zaś tych idei musi stać jedna myśl przewodnia. Ponieważ jednak taką tylko ideę naród może przyjąć za swoją, na którą w jego naturze tkwią już zadatki, przeto pytanie o ideę przewodnią uzupełnia się drugim: o istotę polskości. Co z natury polskiej da się, co się z niej nie da wykrzesać? I czy nie tkwi w niej jaki wrodzony, przemożny popęd, który by jej dążeniom z góry wytyczał taki a nie inny kierunek?[viii]

Elzenberg miał w tamtych przełomowych chwilach wielkie nadzieje, na to, że moc polskiego ducha wniesie nowe wartości w dorobek ludzkości. Były to nadzieje oparte na przekonaniu o zahartowanym w walce potencjale duchowym Polaków. Dlatego Elzenberg obawiał się bardziej polskiej słabości niż siły („polskiego imperializmu”). Rozumiał, czym  uzasadniony jest sprzeciw Polaków cierpiących długo od przemocy wobec imperializmu i podkreślanie, że anty-imperializm jest cennym składnikiem polskości. W polemice z Arturem Górskim stwierdził jednak, że w imperializmie może zawierać się pierwiastek moralny; w przeciwieństwach ideału tkwią pewne wartości. Dostrzegał pewne zagrożenie w polskiej negacji instynktu władzy:

 „Owa żądza władzy, owa zaborczość nawet, wszak to są rzeczy cenne! Wszak nie znajdzie się instynkt płodniejszy, lepszy zaczyn dla myśli, potężniejsza dźwignia dla czynów, skuteczniejsza sprężyna życia wyższego. Nędzny – przyznamy to wszyscy – jest ten, komu samo życie wystarcza; pomijając zaś pewne możliwości rzadkie, wyjątkowe, odświętne, jakiż instynkt ponad tę nędzę szybciej nas wyniesie niż żądza panowania? By żyć i czuć się dobrze, władzy nie trzeba; kto do niej dąży wykazuje tym samym pewną wyższość, wzbija się ponad płaskie zadowolenie się bytem i tylko bytem. I czy nie przekształceniem instynktu władzy jest np. instynkt bezinteresownego poznania? Po trosze instynkt twórczy? Około niego jako około swej osi grupują się wszystkie siły zaczepne, harde, zdobywcze naszej natury; złe często, prawda, mętne w swych źródłach lub straszne w swych demonicznych wybuchach; ale zło czasem lepiej służy ideałowi niż dobro…. w religii naszej, i w słodkiej, sielankowej, piastowskiej słowiańskości, miękką wstęgą przewijającą się przez dzieje nasze i sztukę, jest jakaś skłonność ku… beztwórczej cnotliwości – nie cnocie! – ku tej samej ciszy morskiej instynktów.”[ix]

Elzenberg marzył o Polsce żywotnej, twórczej, pełnej energii duchowej. Miał jednak zasadnicze wątpliwości w kwestii wiary w człowieka. Zastanawiał się, czy:

„…polska wiara w człowieka nie jest tylko stroną odwrotną polskiej, tak dla polskości znamiennej, nieznajomości człowieka? Wszak nasza literatura nie posiada ani jednego mistrza analizy psychologicznej!... Niewątpliwie, złudzenia są płodne; czy jednak wolno je krzewić? Kto zaś nie chce się łudzić, będzie wierzył w istnienie co prawda, ale i w wyjątkowość dobra na ziemi. Życie jest rzeczą ponurą; najcenniejsze klejnoty są oprawione w ciemność jak gwiazdy”.[x]

Elzenberg nie wątpił, że był to czas, w którym ”ludziom myślącym” narzuca się pytanie „o ideę przewodnią dla Polski”. Chciał, aby państwo, tak jak człowiek miało aspiracje do wielkości rozumianej jako wznoszenie się ponad to, co jest dane, ku czemuś lepszemu, wyższemu, bardziej wartościowemu. Ze zgrozą odsuwał od siebie perspektywę Polski jako „drugorzędnego państewka” z jego „drobną małomiasteczkową parodię wielkich imperializmów”.

Stan takiej zapaści w Europie Środkowej, zdiagnozowany już po II wojnie najbardziej przenikliwie, przez Istvana Bibo, szybko pozbawił Elzenberga wielkich nadziei. To były tylko nadzieje podszyte wątpliwościami, tak, jak moje marzenie o polityce opartej na wartościach w „Państwie inteligentnym”. Wydaje się niestety, że czas, który sprzyjał stawianiu pytań o „idee” czy tylko koncepcje już przeminął. Pozostaje mi wiara w to, że „złudzenia są płodne”. Nawet moje złudzenie, że przyjdzie jeszcze na świecie dobry czas dla common sense.

 

 

iHenryk Elzenberg, „Kłopot z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu”, Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2002, 23 III 1910, s. 46-47 (dalej KI)

ii KI,   31 III 910, s. 48-49.

[iii] KI, 27 III 1910, s. 48.

[iv] KI, 1 XII 1915, s.99-100.

[v] Agnieszka Nogal, „Emigracja wewnętrzna jako postawa polityczna. Henryk Elzenberg (1887-1967), Przegląd Filozoficzny – Nowa Seria, R. 26: 2017, Nr 4, s. 143-153, s. 145-146.

[vi] Cytuję za A. Nogal, op. cit., s. 146.

[vii] KI, 17 XI 1915, s. 99.

[viii] Henryk Elzenberg, „W poszukiwaniu idei polskiej”, (Kultura Polski, 27 X 1918), „Z filozofii kultury”, Wybór, opracowanie i wprowadzenie Michał Woroniecki, Znak, Kraków 1991, s. 197-201, cytat s.197-198, (dalej ZFK).

[ix] ZFK, s. 200-201.

[x] ZFK, s. 200.