Listy Parnickiego do mojego ojca, epilog

Kiedy zaczynałem odczytywać i zapisywać w moim blogu listy Teodora Parnickiego do ojca nie przypuszczałem, że są tak zajmujące. Myślę np. o powracającym w korespondencji motywie „bękarta” Bolesława Chrobrego i Przedsławy, (czyli, w ostatecznym ujęciu Parnickiego, przyszłego biskupa Św. Stanisława), w perspektywie naukowej i literackiej. Ojciec wiedział, że porusza się na kruchej podstawie źródłowej i miał wiele wątpliwości, co do których nie obawiał się przyznać. Parnicki, po własnych gruntownych studiach źródłowych, przeciął te wątpliwości błyskiem swojej wyobraźni beletrysty.

To pokazuje, że nie tylko „Historia {jest} w literaturę przekuwana” ale, że istnieje także możliwość  „Literatury przekuwającej historię”.

Zakurzony zwitek listów, który odnalazłem  w sekretarzyku ojca, poruszył we mnie wiele strun, przypomniał mi wiele zapomnianych sytuacji i wywołał wiele wspomnień. Ta korespondencja w moim dzieciństwie była swego rodzaju oknem otwierającym perspektywę w stronę szerszego świata. Tak, odczytywałem podświadomie znaczenie tej relacji dla ojca. Nie znałem treści listów, ale coś do mnie jednak docierało, ponieważ mój dom żył nie tylko w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ale także we wczesnym Średniowieczu. Ponieważ chciałem zostać historykiem interesowałem się wszystkim, co dotyczyło pracy ojca. Myślę, że dla niego, inspirująca przyjaźń z Parnickim, dociekliwym koneserem i znawcą historii, była alternatywą wobec rutynowej wymiany poglądów w zawodowym kręgu mediewistów i niosła obietnicę wypłynięcia na szersze wody poza toruńską i krajową scenę. To się nie udało ze względu na sytuację w Polsce oraz kryzys zawodowy ojca w latach sześćdziesiątych związany z krytyczną recepcją jego opracowania Kroniki Galla Anonima przez część środowiska mediewistów, który zakończył jego najbardziej aktywny i twórczy okres.

Wreszcie ten rozdział w życiu ojca miał zupełnie nieoczekiwany koniec jeszcze przed przyjazdem Teodora Parnickiego na stałe do Polski. Mianowicie, w 1963 roku Teodor Parnicki przyjechał po raz pierwszy po wojnie na rekonesans do Polski (w trakcie kolejnej podróży podjął decyzję o powrocie na stałe, co ostatecznie nastąpiło w  czerwcu 1967 roku* ).  Znający się tylko korespondencyjnie panowie umówili się na spotkanie w Warszawie w hotelu Bristol. Ojciec wybrał się do Warszawy z matką. Myślę, że to pierwsze spotkanie miało dla ojca duże znaczenie.  Jednak spotkanie było  nieudane i nie miało kontynuacji. Nie było dalszych kontaktów, a w każdym razie nie znalazłem żadnych śladów prób powrotu do korespondencyjnej przyjaźni po powrocie Parnickiego do Meksyku, ani po jego osiedleniu się w Warszawie. Parnicki nigdy nie wspomniał o ojcu w prywatnym dzienniku, który prowadził systematycznie po powrocie. W moim domu nie było od tego momentu mowy o pisarzu.

Mam nadzieję, że (dzięki tym zapiskom?) kiedyś natrafię na listy ojca do Teodora Parnickiego.

*Jerzy Giedroyc, który wspierał Parnickiego w Meksyku materialnie i dobrymi radami i , rzecz oczywista, bardzo krytycznie oceniał PAX – mecenasa pisarza w PRL, na jego wątpliwości i pytania o radę w kwestii powrotu z emigracji odpowiedział, że Parnicki jest na emigracji pisarzem „całkowicie niedocenionym”. Giedroyc pisał do niego w lutym 1963 roku: „Z pióra na emigracji nie ma Pan szans wyżycia. Jest Pan pisarzem dla niej za trudnym”. Dla blisko 55 letniego pisarza, który nie posiadał żadnych środków do życia w Meksyku, imperatywem było „móc kontynuować własną pracę powieściopisarską”.  Jerzy Giedroyc – Teodor Parnicki, „Listy 1946-1968”, Część II, ss. 316-323.