Śmierć i reinkarnacja Polski

Państwa jak ludzie, rodzą się, prosperują, przechodzą choroby, kryzysy wewnętrzne i wstrząsy zewnętrzne, niektóre trwają bez powodu w fazie dekadencji, inne jeszcze trwają, ale nie zdają sobie sprawy, że już nie funkcjonują, część z nich starzeje się brzydko, słabnie i wreszcie znika z mapy. Organiczny model państwa to metafora, która sprawdza się w przypadku Polski.

Mój ojciec wygłosił na UMK w Toruniu okolicznościowe przemówienie z okazji 60-tej rocznicy odzyskania niepodległości.* Było to roku 1978.

„Zarówno upadek państwa polskiego w drugiej  połowie XVIII w., jak i jego wskrzeszenie po I wojnie światowej były i są przedmiotem nieustannych sporów i kontrowersji toczonych wokół wyważenia czynników zewnętrznych wśród przyczyn upadku i odrodzenia Polski. …  Istotnie problem to przeogromny… Na jego marginesie budzi się jednak nader istotna refleksja historyczna, taka mianowicie, że chociaż nie można przecenić faktu odzyskania niepodległości przez Polskę w r. 1918, to jednak trudno rozważać go w kategoriach f e n o m e n u historycznego, a więc zjawiska wyjątkowego, zależnego wyłącznie od szczególnie korzystnego i osobliwego ułożenia się szeregu warunków. Rzecz oczywista, że właśnie w r. 1918 konstelacja elementów sprzyjających odbudowie państwowości polskiej przedstawiała się na firmamencie politycznym nader korzystnie (przede wszystkim nastąpiła klęska militarna dwóch mocarstw rozbiorczych i upadek trzeciego w wyniku Rewolucji Październikowej), ale można zaryzykować tezę, że gdyby nawet nie doszło wówczas do powołania do życia niepodległej Polski, jej powstanie byłoby tylko kwestią czasu. Nie umiałbym wprawdzie udowodnić tej tezy – poza powołaniem się na argumenty historyczne – ale jestem głęboko przekonany, że wielki naród, trwale - bo przez tysiąclecie – osadzony w rzeczywistości historycznej Europy, naród o bogate i żywej tradycji historycznej i znaczącym własnym dorobku kulturowym, którego świadomość państwowa kształtowała się przez stulecia i szczyciła się wnoszeniem do dorobku życia państwowego narodów oryginalnych doświadczeń i wzorów, nie mógł przecież być na zawsze pozbawiony własnej organizacji państwowej, w ramach której jedynie mógłby się naturalnie dalej rozwijać i wzbogacać”.

Ojciec zauważył, że prawdziwym fenomenem była utrata przez Polaków własnego państwa w drugiej połowie XVIII wieku:

„Historia czasów nowożytnych w skali globalnej nie zna drugiego podobnego wydarzenia, aby zasiedziały historycznie, o wiekowym doświadczeniu państwowym naród pozbawiony został swojej państwowości i przez pokolenia wiódł żywot rozbity między trzy obce i wrogie organizmy państwowe. Wypada tu także podkreślić, że utrata niepodległego bytu nie była jednorazowym faktem, nagłą katastrofą jako rezultatem klęski, finałem zbrodniczego najazdu. Obrońcy tezy, jakoby upadek Polski był przede wszystkim  efektem zagrożenia zewnętrznego, spisku silniejszych sąsiadów, w niedostatecznym stopniu biorą pod uwagę okoliczność, że wielonarodowościowe państwo polskie zmierzało ku własnemu unicestwieniu w sposób widoczny od niemal dwóch stuleci, a początkowych przesłanek tego procesu słabnięcia wolno doszukiwać się i znacznie wcześniej. …

Zanim doszło do utraty niepodległości, przez długie dziesiątki lat państwo polskie na oczach narodu i całej Europy ubezwłasnowolniało się i pozbawiało wypracowanych przez wieki instrumentów władzy państwowej. Naród państwowy ze swojej istoty, przywykły żyć w ramach własnej organizacji państwowej, w niepojęty sposób zatracał swoją świadomość państwową, przestawał odczuwać potrzebę posiadania własnego państwa, stając się przez to prawdziwie fenomenem historycznym. …”

W setną rocznicę odzyskania niepodległości zweryfikuję myślenie ojca korzystając z bardzo ciekawego i oryginalnego tekstu profesora Leszka Kuka z UMK, przedstawiciela trzeciej kolejnej nietuzinkowej, po pokoleniu ukształtowanym przed wojną i pierwszej powojennej, generacji toruńskich historyków.**

Leszek Kuk uważa, podobnie jak ojciec, że:

„Długi rozkład oraz upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów był zjawiskiem bezprecedensowym w Europie. Znikało państwo wielkie, stosunkowo ludne, o pewnym potencjale społeczno-gospodarczym (będące przy tym w XVIII w. w fazie wzrostu), mające za sobą 8 wieków nieprzerwanego trwania, wreszcie będące przez co najmniej dwa i pół stulecia (w wiekach XV-XVII) mocarstwem regionalnym. A przecież, jako niezależny i czynny podmiot stosunków międzynarodowych Rzeczpospolita przestała funkcjonować na blisko sto lat przed swym ostatecznym upadkiem. Jej ciężki kryzys rozpoczął się bowiem jeszcze w głębokim wieku XVII, a utrata zajmowanej do tego czasu pozycji międzynarodowej dokonała się niemal z dnia na dzień po roku 1700. W państwo upadłe (failed state) Rzeczpospolita przekształciła się zatem na kilkadziesiąt ostatnich lat przed swym ostatecznym upadkiem. Europa miała zatem więcej niż sto lat na przyzwyczajenie się do nieobecności Polski – państwowej czy bezpaństwowej – jako aktywnego i liczącego się podmiotu stosunków międzynarodowych”.

Dalej pisze Leszek Kuk o przyczynach upadku Rzeczpospolitej, a następnie o odzyskaniu niepodległości w 1918, co

 „…okazało się aktem nieodwołanym i nieodwracalnym.

Szybko się przecież okazało, że zapewnienie nowemu państwu godnego miejsca wśród państw i narodów Europy będzie stanowić wyzwanie o randze egzystencjalnej. …

W tym kształcie terytorialnym, ustrojowym i społeczno-gospodarczym, w jaki powstało w latach 1918-1921, nowe państwo polskie okazało się tworem przejściowym i nietrwałym. Było w sumie tworem hybrydowym, łączącym cechy rekonstruktu historycznego z pewnymi cechami nowoczesnego państwa narodowego, co najlepiej jest widoczne po jego granicach i składzie narodowym. Jeśli przedrozbiorowa Rzeczpospolita może być uznana za „narodowe państwo” szlachty polskiej, to międzywojenna jej następczyni winna być uznana za narodowe państwo dwóch trzecich swoich polskich i katolickich obywateli obejmujące trochę ponad połowę terytorium państwowego”.

Polska zdezorientowana, co do układu sił w swoim międzynarodowym otoczeniu, osamotniona, nie potrafiąca rozwiązać podstawowych problemów społecznych i narodowościowych, cierpiąca na regres ustrojowy, po dwudziestu latach niepodległości, stała na krawędzi:

„Tak, oto, klęska wojenna 19939 r. spadła na kraj, który miał przed sobą bardzo niejasne i trudne perspektywy. Z pewnego punktu widzenia uznać można nawet, że stanowiła ona dla II Rzeczypospolitej szczególny coup de grace.”

Moja polemika z oboma autorami refleksyjnych tekstów dotyczy kwestii wyjątkowości casusu śmierci Polski. Prawie połowa państw istniejących na mapie świata w 1816 roku zniknęła, część bezpowrotnie, a część odrodziła się. Także w wiekach poprzednich w ekosystemie państw panował duży ruch.

Z nowatorskiej pracy o śmierci państw Tanishy M .Fazal dowiadujemy się, że w latach 1816 -2000 wynika, że 66 państw, które zeszły ze świata przeważnie gwałtowną śmiercią, a na scenę ponownie wróciło 35. Ani śmierć, ani powtórne narodziny państwa nie były i nadal nie są rzadkością.***

Fazal analizuje śmierć państwa z perspektywy realistycznej teorii stosunków międzynarodowych, a mniej uwagi poświęca organizacji wewnętrznej państw. Upatruje ona powodów śmierci państw w dążeniach innych państw w kontekście geograficznym. W momencie, kiedy nasila się konflikt między silnymi państwami oddzielonymi od siebie państwem buforowym, państwu tej kategorii grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Polska służy Fazal jako dobra ilustracja śmierci państwa buforowego. W sytuacji narastającej rywalizacji mocarstw spadła w ich oczach wartość Polski jako państwa buforowego, na co w końcu XVIII wieku liczyli Polacy.  Nawet małe ruchy w takim państwie wywołują niepokój mocarstw o utratę kontroli nad nim, co wzmaga ich skłonność do aneksji bufora. Oczywiście, nie byłoby to możliwe w przypadku znaczącego potencjału odstraszania takiego państwa, (sam wzrost nastrojów patriotycznych nie jest mocnym kontrargumentem), więc dopiero korelacja słabości wewnętrznej i przesłanek zewnętrznych wyjaśnia nagłą śmierć państwa.

Teoria realizmu nie wyjaśnia przesłanek wewnętrznych upadku państwa. Pytanie, czy na innym gruncie można by znaleźć coś wyjątkowego w przypadku Polski. Obaj cytowani wyżej autorzy podkreślają fakt, że Polska było to „państwo pogrążone  wprawdzie w spektakularnym i długotrwałym kryzysie, ale, z drugiej strony, zdolne, w ostatnim ćwierćwieczu swej egzystencji, do podjęcia ogromnego trudu modernizacji swego systemu politycznego, a nawet reformy struktur społeczno-gospodarczych, czego wyrazem było dzieło Sejmu Wielkiego, Konstytucja 3 Maja oraz dwie próby ich obrony z bronią w ręku (czyli wojna polsko-rosyjska 1792 r. oraz powstanie kościuszkowskie)” (Leszek Kuk).

W tym miejscu jesteśmy całkowicie zgodni. Fenomenem nie było to, że Polska zniknęła z mapy, lecz jak umierała. Ze smutkiem odnotowujemy,  że było coś zdumiewającego w postępującej głuchocie  i lekceważeniu przez warstwy stanowiące naród polityczny (oligarchię i szlachtę) konsekwencji ich politycznego i społecznego egoizmu prowadzącego do kompletnego wyjałowienia państwa. Było dość czasu, aby nie wmanewrować się w położenie państwa buforowego. Reformy w końcowym okresie  Rzeczpospolitej były wspaniałym porywem obywatelskim, ale nie mogły już odwrócić zasadniczych faktów. Z punktu widzenia drapieżnych mocarstw nie odstraszały, ale irytowały.

Na początku tej zapiski sięgnąłem do organicznej metafory. Zamiast słów odzyskanie niepodległości, odrodzenie, użyłem słowa reinkarnacja, co w buddyzmie i hinduizmie oznacza odrodzenia się człowieka w innej, zazwyczaj mniej wartościowej, postaci. Kwestia ciągłości życia człowieka po śmierci nie może być rozstrzygnięta przez naukę. W świetle 123 lat rozbiorów można natomiast rozpatrywać kwestię ciągłości w historii Polski. Dostrzegam niepokojącą tendencję do negowania ciągłości państwa w okresie PRL, a czasem w okresie okupacji hitlerowskiej. W skrajnej postaci najnowsza historia Polski liczona jest od 2015 roku! Jest to podejście szkodliwe i ahistoryczne. Polska jako państwo i Polacy dotarli do obecnej postaci potykając się i podnosząc, zbiorowym wysiłkiem wielu generacji. Byliśmy przymuszeni albo sami obieraliśmy drogi, których nie należało obierać. Powinniśmy nauczyć się czerpać ze skarbnicy dobrych i złych doświadczeń.

Powraca teraz pewien niepokojący syndrom; niektórzy polscy politycy i publicyści z emfazą podkreślają znaczenie Polski jako państwa frontowego, czyli odgrywającego rolę bufora. Mamy dość czasu, aby zastanowić się, czy zmierzamy we właściwym kierunku, ponieważ wiemy z naszego własnego dwukrotnego doświadczenia, że państwa tego rodzaju są bardziej narażone na poważne egzystencjalne kłopoty, (chociaż obecnie mniej, niż w przeszłości), niż inne. Aby zrozumieć przyczyny upadku Polski nie wystarcza świetna znajomość historii w ograniczonym przedziale czasowym. Potrzebna jest znajomość jej historii przed i po rozbiorach, rozeznanie całego łańcucha przyczynowo-skutkowego oraz skojarzenie perspektyw kilku dyscyplin; zwłaszcza historii, stosunków międzynarodowych, ale także socjologii i psychologii. Leczenie trudnych przypadków wymaga całego konsylium.

*Tadeusz Grudziński, „Niepodległość, suwerenność, wolność – jako kategorie historyczne w dziejach państwa polskiego”, (maszynopis, 1978 r.).

** Leszek Kuk, „Zmagania i spory o miejsce Polski po długim okresie nieistnienia” (2018). Korzystam z udostępnionej mi przez autora wersji niedrukowanej.

*** Tanisha M. Fazal, „State Death. The Politics and Geography of Conquest, Occupation and Annexation”, Princeton University Press, Princeton and Oxford 2007.