Dyplomacja bez dyplomatów

Ludzi na świecie nie martwi zmierzch dyplomacji (na Zachodzie). Dyplomaci, uważani za uprzywilejowaną elitę, nigdy nie cieszyli się popularnością.

Obserwuję degradację dyplomacji brytyjskiej, amerykańskiej, izraelskiej, a zatem dyplomacji znaczących i o dużych tradycjach. Polska dyplomacja znajduje się w stadium śmierci klinicznej. Niedawna międzynarodowa konferencja w Warszawie była pokazem nieudolności rozkładających się aparatów spraw zagranicznych trzech państw.

Pierwszy sekretarz stanu w administracji Donalda Trumpa Rex Tillerson (uprzednio zajmował stanowisko CIO w Exxon Mobile), wprowadził do Departamentu Stanu nowe standardy. Instrukcja nakazywała, aby notatki przeznaczone dla sekretarza stanu mieściły się na dwóch stronach. Jak się okazało w praktyce, sztab Tillersona wymagał ograniczenia ich rozmiarów do jednej strony.*

Tillerson nie był wcale wyjątkiem. Wielu obecnych ministrów spraw zagranicznych nie cierpi długich i skomplikowanych analiz. Dzisiaj G. F. Kennan nie dotarłby ze swoim „Długim telegramem” z Moskwy do sekretarza stanu.

Żyjemy w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Opinia na gorąco, natychmiastowa reakcja w formie twitu jest wyrazem emocji, (a nie refleksją po namyśle), polityka, który nie musi trudzić się wyjaśnianiem przesłanek swojego stanowiska.

Sporządzenie przemyślanej zwięzłej precyzyjnej analizy, sformułowanie krótkiej syntetycznej oceny i wyprowadzenie lapidarnych wniosków wymaga sporych umiejętności. Mówiono w Waszyngtonie, że generał, a później sekretarz stanu, Colin Powell potrafi opisać świat w jednym zdaniu. To rzadka i cenna umiejętność. W rzeczywistości, poważnej analizy złożonego kryzysu międzynarodowego nie da się zmieścić na jednej kartce papieru.

Ronan Farrow, w książce o dyplomacji amerykańskiej w dobie prezydenta Trumpa, przedstawia dramatyczny casus Thomasa Countrymana, wysokiego urzędnika Departamentu Stanu**, który został nagle, bez powodu, odwołany w trakcie wykonywania ważnej misji dyplomatycznej. Nie on jeden. W Departamencie Stanu po ostatnich wyborach prezydenckich nastąpiła prawdziwa masakra dyplomatów wysokiej rangi i dyplomatów fachowców. Ich stanowiska pozostały w większości nieobsadzone. Niektóre wakaty pokutują od wielu lat. Według Farrowa, dyplomacja Stanów Zjednoczonych przechodzi nie od dzisiaj głęboki kryzys, którego głównym objawem jest przejęcie klasycznych funkcji dyplomatycznych przez ludzi w mundurach:

“The changes described here are, in real time, producing results that make the world less safe and prosperous. Already, they have plunged the United States deeper into military engagements that might have been avoided. Already, they have exacted a heavy cost in American lives and influence around the world”.***

W Polsce i w Europie dyplomaci w cywilu nie są zastępowani przez dyplomatów w mundurach. Przyczyny postępującej szybko degradacji profesjonalnej dyplomacji w Europie leżą gdzie indziej. Są to, przede wszystkim, przyczyny natury politycznej, organizacyjnej i technologicznej:

Centralizacja i politycyzacja relacji międzypaństwowych. Polityka zagraniczna jest skupiona w rękach kluczowych polityków, którzy podejmują decyzję we własnym gronie obywając się bez pośredniczącego aparatu dyplomatycznego;

Nowe technologie komunikacyjne ułatwiają bezpośrednie kontakty polityków i szybki przepływ informacji;

Korporatyzacja dyplomacji przez wprowadzenie do niej metod działania i ocen ilościowych kompletnie nieprzydatnych do mierzenia jakości dyplomacji;

Sprowadzanie dyplomacji, w niektórych przypadkach, do promocji handlowej lub uprawiania propagandy;

Zwiększona rola słuzb;

Proliferacja rodzajów dyplomacji (np. dyplomacja sportowa, medyczna czy muzyczna) na wielu płaszczyznach i wskutek wzrostu kontaktów międzynarodowych np. relacje między miastami, organizacjami zawodowymi, czy dyplomacja wielkich korporacji. W rozmaitych międzynarodowych instytucjach i specjalistycznych niszach wciąż można spotkać wybitnych dyplomatów. Jednak proliferacja dyplomacji niekiedy sprowadza sztukę dyplomacji do zestawu podstawowych technik negocjacyjnych. Jeśli wszyscy są dyplomatami, to nikt nie jest dyplomatą z prawdziwego zdarzenia.

Ale najważniejsza przyczyna degradacji i degeneracji dyplomacji tkwi jeszcze gdzie indziej. Historia dyplomacji od Wilsona i jego koncepcji Nowego Porządku Światowego był okresem poszukiwania sposobu w polityce światowej na ograniczenie skali konfliktów i przełamanie odwiecznego cyklicznego powrotu wojen. Przodowała w tym Europa, gdzie doszło w latach dziewięćdziesiątych do stworzenia bezprecedensowego systemu kontroli zbrojeń i wzajemnych inspekcji na miejscu. Na poziomie strategicznym najważniejsze były amerykańsko-radzieckie, następnie amerykańsko-rosyjskie porozumienia kontroli broni nuklearnej. Do stworzenia tych stabilizujących narzędzi potrzebna była rzesza kompetentnych dyplomatów.

W tym momencie ta siatka stabilizujących i dobrze przez lata funkcjonujących porozumień należy już do przeszłości. Nie ma dzisiaj polityków, którzy mają koncepcje, plany, wizje rekonstrukcji tych układów na nowych zasadach, tak jak było w latach dziewięćdziesiątych, po zakończeniu zimnej wojny. Nikt nie czuje się winny, że Europa jest dzisiaj mniej bezpieczna niż przed dekadą. Oczywistą prawdę, że pokój można utrwalić tylko drogą polityczną, zastąpiła stara prawda wynikająca z „Wojny Peloponeskiej” Tukidydesa, że o wszystkim decyduje siła (można by to nazwać pułapką Melos), a bezpieczeństwo zależy od instrumentów wojskowych. Politycy w dzisiejszej dobie nie dostrzegają wartości w dialogu Nie cenią fachowców od konserwacji architektury pokoju.

W sumie powstaje błędne koło. Jest coraz mniejsze grono kompetentnych dyplomatów o wysokich kwalifikacjach. Ci, którzy wciąż służą w dyplomacji dostosowują się do sytuacji i nie są już w stanie objaśnić skomplikowanych zależności. Są coraz mniej potrzebni.

Globalny proces wymierania klasycznych dyplomatów postępuje błyskawicznie na naszych oczach, jak ginięcie gatunków. Nasze pojmowanie stosunków międzynarodowych staje się coraz bardziej powierzchowne. Upadają nie tylko urzędy zajmujące się polityką zagraniczną, ale także poważne zagraniczne działy prasowe. Think tanki uprawiają politykę, zamiast analityki.  Wiedzę zastępują proste schematy. Nie możemy obejść się bez wrogów, a jeśli ich nie ma, szukamy ich. Postrzegamy politykę zagraniczną jako grę o sumie zerowej. Nacjonaliści wypierają multilateralistów.

„Instant diplomacy” twitujacych polityków jest ersatzem sztuki dyplomacji. W tej dziedzinie, rozwijanej przez człowieka mozolnie od tysięcy lat, odnotowuję głęboki regres.  

  „The point is not that the old institutions of traditional diplomacy can solve today’s crises. The point is that we are witnessing the destruction of those institutions, with little thought to engineering modern replacements”.****

*Ronan Farrow, „War on Peace, The End of Diplomacy and the Decline of American Influence”, W.W. Norton & Company, New York, London 2018.

** Od 2011 r. do 27.01.2017 Thomas Countryman był Assistant Secretary of State for International Security and Nonproliferation.

*** Tamże, s. xxxi.

**** Tamże, s. xxxii-xxxiii.