NATO, nacjonalizm i wartości

„On the level of the interaction among nations rather than one country’s foreign policy, theories about the strong propensity of democracies to cooperate with each other are also challenged by the election of Trump and the rise of parallel movements in Europe. In a way, this should not be surprising: there is nothing incompatible between democracy and nationalism, and the latter is rarely propitious for cooperation”.
Robert Jervis*
 

Ameryka

Wyjątkowość Ameryki prowadziła jej politykę zagraniczną w dwóch kierunkach: w XIX wieku przeważnie w stronę izolacjonizmu, w wieku XX raczej w stronę multilateralizmu i  liberalnego lub konserwatywnego interwencjonizmu (Pax Americana). Trump odrzucił ideę wyjątkowości Stanów Zjednoczonych na rzecz normalnego wielkomocarstwowego nacjonalizmu. Takie podejście odpowiada wielu amerykańskim wyborcom, nie tylko elektoratowi Republikanów. Od dawna wielu z nich jest przekonanych, co dosadnie wyartykułował kandydat na prezydenta Donald Trump, że Ameryka płaci sowite rachunki za innych, którzy wykorzystują jej naiwność.** Wbrew statystykom dotyczącym np. radykalnie zmniejszonej pomocy zagranicznej jest to dominujący pogląd.

Trump zanegował tradycyjny amerykański mesjanizm, który panował w amerykańskim podejściu do świata (z wyjątkiem polityki realizmu Nixona-Kissingera). Stanowi to ostry kontrast zwłaszcza z polityką republikańskiego poprzednika G.W. Busha. Dla mocarstwa, które nie ma poczucia wyjątkowości, nie istnieją wybrani sojusznicy. Wszyscy gracze podlegają tym samym regułom. Ameryka targuje się z każdym w grze o sumie zerowej.

To może być zła wiadomość dla europejskich państw - zwolenników Ameryki jako mocarstwa europejskiego i gwaranta europejskiego bezpieczeństwa. Stany Zjednoczone, pozbawione poczucia misji, nie będą poczuwały się do pielęgnowania wspólnot bezpieczeństwa opartych na wartościach, w szczególności NATO. Dalsze istnienie wspólnoty atlantyckiej, szerzej „Zachodu” jako cywilizacji, jest problematyczne.

Tę myśl trzeba jednak poddać w wątpliwość w świetle praktyki trumpizmu. Skrajności jego nacjonalistycznego podejścia zostały z biegiem czasu utemperowane. Konflikty są pod kontrolą. Polityka zagraniczna Trumpa jest nieortodoksyjna w formie, ale nierewolucyjna w treści. Nie można wykluczyć,  że Trump powróci, koniec końców, do zredefiniowanej wersji amerykańskiej wyjątkowości, która daje Stanom Zjednoczonym lepszą motywację i legitymizację ich międzynarodowej aktywności.***

Nie chcę widzieć w Trumpie przywódcy ideologicznego z klarowną doktryną. Nie jest on i nie stara się być myślicielem politycznym i twórcą doktryn. Jest zręcznym przedsiębiorcą politycznym. To nie on wymyślił hasło: “The business of America is business”. Ale nacjonalizm, (w tym przypadku z akcentem na aspekt gospodarczy), to silny instynkt, wiara, a niekoniecznie klarowny światopogląd.

Trzeba zapomnieć o osobowości prezydenta Trumpa, aby zrozumieć konsekwencje zakwestionowania przez wyborców Trumpa polityki zagranicznej amerykańskich elit (tak Demokratów jak i Republikanów), realizowanej po II wojnie światowej. Wyborcy, jak i w poprzednich wyborach, nie kierowali się poglądami kandydatów na temat polityki zagranicznej. Trudno jednak zaprzeczyć, że Trump, krytyczny wobec globalizacji, ze swoim hasłem „America First” skutecznie reprezentował poglądy wyborców nastawionych na obronę, boleśnie przez nich odczuwanych, skutków globalizacji. Amerykańscy wyborcy sami zakwestionowali neoliberalny dogmat o pozytywnych skutkach globalizacji sterowanej przez Stany Zjednoczone.

Filarami dotychczasowej polityki Stanów Zjednoczonych wobec Europy były:

  • Wspólne interesy bezpieczeństwa, wspólnota bezpieczeństwa, finansowana z amerykańskiego budżetu, powołana do obrony przed wspólnym wrogiem, czyli, w okresie zimnej wojny, ZSRR;
  • Wspólny fundament kulturowy, wspólne wartości, prawa człowieka, gospodarka kapitalistyczna, otwarte rynki, globalizacja;
  • Europa jako junior partner i najbardziej wiarygodny i bliski sojusznik, akceptujący i czynnie wspierający przywództwo Stanów Zjednoczonych, w hierarchicznie zorganizowanym porządku międzynarodowym.

Zastanawiam się, czy te trzy filary tworzą nadal solidną podstawą dla transatlantyckiej wspólnoty bezpieczeństwa oraz jakie są konsekwencje nacjonalistycznego zwrotu dla stosunków transatlantyckich.

Europa

Po II wojnie światowej pod parasolem Stanów Zjednoczonych, Europa dokonała historycznego zwrotu od nacjonalizmu do podzielonej w Unii Europejskiej suwerenności (pooled sovereignty). Pod kierunkiem światłych elit, w okresie zimnej wojny i po jej zakończeniu, państwa Europy Zachodniej, dzięki agregacji swoich potencjałów ekonomicznych i kulturowych, stworzyły unikalne mocarstwo cywilne i gospodarcze. W zakresie bezpieczeństwa Europa opierała się i nadal polega na Stanach Zjednoczonych.

Polityka europejskich elit została, w mniejszym lub większym stopniu, zakwestionowana przez wyborców w większości państw członkowskich Unii Europejskiej, a w niektórych z nich dotychczasowe elity musiały ustąpić nowym nacjonalistycznie nastawionym siłom politycznym, krytycznym wobec Brukseli i nastawionym na destrukcję Unii Europejskiej w jej obecnej postaci.

Dotychczasowe próby zmiany transatlantyckiego równania po stronie Europejczyków, jako konsekwencja strategicznej reorientacji Stanów Zjednoczonych, są połowiczne. Europa jest podzielona w kwestii swojej tożsamości, a zatem i wobec Stanów Zjednoczonych. Alianci zachodnioeuropejscy najchętniej przeczekaliby okres Trumpa, ponieważ brakuje w tej chwili realnej alternatywy dla NATO i wewnętrznej energii i spójności do wykorzystania przestrzeni, którą otwiera przed Europą kłopotliwa oferta zredefiniowanego transakcyjnego NATO.

Nacjonalizm Stanów Zjednoczonych napotkał na swoim szlaku wielu życzliwie nastawionych Europejczyków, którzy odrzucają Unię Europejską, preferują klasyczne państwo narodowe i podzielają tradycyjne wartości. Nacjonaliści w Europie chcą bronić swoich ojczyzn przed migrantami i międzynarodowymi instytucjami narzucającymi wspólne standardy kulturowe.

Ta mieszanka oznacza, że ewolucja NATO od paktu ukształtowanego w okresie zimnej wojny, akceptującego jako swoich członków dyktatury i państwa autorytarne, do nowego NATO jako wspólnoty wartości i wspólnoty demokracji została odwrócona.

   

Stosunki transatlantyckie w przyszłości

Powrót do transatlantyckiej harmonii, po Trumpie, nie jest jednak pewny. NATO z pewnością nie zniknie; taka przepowiednia niezmiennie towarzyszy Paktowi od sześćdziesięciu lat, a NATO wciąż trzyma się mocno, chociaż nigdy w przeszłości prezydent Stanów Zjednoczonych, większościowy udziałowiec i CiO NATO, nie podważył jego raison d’etre, tak, jak wielokrotnie zrobił to prezydent Trump.

NATO jest silną organizacją o historycznym dorobku. Nie rozpłynie się w powietrzu, jak przed laty, nikomu niepotrzebna Unia Zachodnioeuropejska. NATO to także potężne interesy, spora biurokracja i rozbudowane struktury wojskowe. NATO przetrwa okres prezydentury Trumpa, ale wyjdzie z niego osłabione i wydrążone od środka. O przyszłości NATO zadecydują Stany Zjednoczone. Amerykańscy realiści będą nadal zabiegać o redukcję zobowiązań amerykańskich w Europie w duchu strategii „Offshore Balancing”****, per analogiam ze strategią W. Brytanii wobec Europy w XVIII i XIX wieku.

Stany Zjednoczone są podzielone wewnętrznie, a Europa jest podzielona podwójnie; społeczeństwa Europy podzielone są wewnętrznie i państwa europejskie coraz bardziej różnią się między sobą w podejściu do demokracji i Ameryki.

Nacjonaliści po obu stronach Atlantyku mają do siebie sporo sympatii, ale tylko po stronie niektórych państw europejskich (W. Brytania, Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Rumunia) istnieje przekonanie, że ważniejsze od NATO dla ich bezpieczeństwa są układy dwustronne ze Stanami Zjednoczonymi. Niektóre z tych państw mają iluzje, że po stronie amerykańskiej, która odkrywa zalety klasycznego wielkomocarstwowego nacjonalizmu bez międzynarodowych zobowiązań – „go it alone” – traktatowe natowskie zobowiązania dotyczące zbiorowej obrony zostaną przełożone na gwarancje bilateralne dla najlepszych sojuszników. Nacjonalizm z definicji podchodzi obojętnie do inwestycji w stałe sojusze ze słabszymi, a ciepło do robienia z nimi interesów.

Liberalne części społeczeństw amerykańskiego i europejskiego wolałyby w obliczu zagrożeń globalnych i lokalnych (Rosja) kontynuować dotychczasowy model współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Problemem dla europejskich liberałów jest rozchodzenie się wartości kulturowych Ameryki i Europy z potrzebami w zakresie bezpieczeństwa. Zwolennicy linii Trumpa w Ameryce z sympatią obserwują konserwatywną kontrreformację w Europie. Uważają jednak, że Europę stać na zadbanie i sfinansowanie własnej obrony.

Nacjonaliści amerykańscy i europejscy, ponieważ są nacjonalistami a nie internacjonalistami, nie przykładają wagi do wartości i instytucji ponadnarodowych, międzyrządowych i solidarności. Będą gotowi do współpracy wtedy, gdy zagrozi im wielkie niebezpieczeństwo.

Czy obecnie istnieje takie spoiwo? Politycy bankrutującego wielkiego mocarstwa – Związku Radzieckiego – w końcowej fazie zimnej wojny ironizowali, że Zachód będzie jeszcze żałował utraty swojego wielkiego wroga. Sygnalizowali z uczuciem Schadenfreude, że upadek jednego mocarstwa pociągnie za sobą kłopoty z utrzymaniem jedności drugiego.

Wróg, obcy, inny, jest najsilniejszym i naturalnym spoiwem obronnego sojuszu. Pełnokrwiste bezpieczeństwo zbiorowe, to wciąż zbyt ambitny program w świecie państw narodowych. Wspólne wartości są bardzo ważne, ale nie są sine qua non sojuszu wojskowego.

Jednak naruszenie aksjologicznej podstawy Sojuszu oznacza na dłuższą metę osłabienie jego politycznego wpływu jako organizatora niepodzielnej transatlantyckiej  i europejskiej przestrzeni bezpieczeństwa. Przywrócenie zasady kierowania się w NATO wspólnymi wartościami jest sine qua non kontynuowania przez Sojusz zasadniczych, decydujących o jego unikalnej wartości i przydatności, funkcji politycznych. Polityka Sojuszu, opartego na wartościach, kierującego się zgromadzoną przez dekady mądrością i pamięcią instytucjonalną, zwiększa szansę na uniknięcie poważnego konfliktu militarnego w Europie.

* Robert Jervis, “Trump and International Relations Theory”,  w: “Chaos in the Liberal Order. The Trump Presidency and International Politics in the Twenty-First Century”, edited by Robert Jervis, Francis J. Gavin, Joshua Rovner and Diane N. Labrosse, Columbia University Press, New York 2018, s. 7.

**W kwestii odejścia prezydenta Trumpa od idei wyjątkowości Ameryki korzystam z inspirującego tekstu Stephana Wertheima, „Trump against Exceptionalism: The Sources of Trumpian Conduct”, ibid., s. 125-135.

*** Ibid.

**** Koncepcja tej strategii zawarta jest w ważnym artykule czołowych reprezentantów szkoły realistycznej Johna J. Mearsheimera i Stephana M. Walta, „The Case for Offshore Balancing: A Superior US Grand Strategy”, Foreign Affairs (July/August 2016).