Oppenheimer

Znakomity film Christophera Nolana „Oppenheimer” oparty na biografii „ojca bomby atomowej” pióra Martina Sherwina i Kai Birda „Amerykański Prometeusz” wydanej w 2005 roku (nagroda Pulitzera) przywołał to, czym żyłem jako historyk w młodości. Pasjonowałem się tą tematyką raczej egzotyczną, którą nikt się w Polsce nie zajmował. W trakcie stypendium na Uniwersytecie Princeton (1979-1980) zaprzyjaźniłem się z Martinem Sherwinem, wówczas profesorem na tamtejszym uniwersytecie.* Już wtedy pracował on nad biografią Oppenheimera, a ja nad książką o Projekcie Manhattan. Osią moich badań były poglądy fizyków atomowych na politykę, a w szczególności, na kwestię wykorzystania i kontroli bomby atomowej. Dzięki Martinowi miałem dostęp do fantastycznego zbioru dokumentów, a sam spędziłem wiele dni w amerykańskich archiwach, w których studiowałem właśnie udostępnione „Oppenheimer Papers” w Bibliotece Kongresu (Manuscript Division). Podrzuciłem Martinowi dokumenty, do których on nie dotarł. Spędziliśmy wiele czasu na dyskusjach, mało na sporach, bo nasze poglądy na Hiroszimę i Nagasaki były identyczne. Po powrocie do kraju napisałem dwie książki: „Uczonych i barbarzyńców” o projekcie Manhattan w 1981 roku (wydana przez PWN dopiero sześć lat później) i trzytomową „Teologię bomby”, która doprowadziła rzecz do połowy lat pięćdziesiątych. Dzięki Markowi Rostockiemu dużo wcześniej w trzech odcinkach w Przeglądzie Technicznym, w tym czasie ważnym piśmie inteligencji, przedstawiłem, w syntetycznym ujęciu, rezultaty moich badań.

Nie miałem kłopotów z cenzurą, tylko z Centralną Komisją Kadr Naukowych, która przez trzy lata, od 1982 do 1985 roku, trzymała moją habilitację (na podstawie pracy habilitacyjnej o projekcie Manhattan) w zamrażarce.

Martin powoli ale konsekwentnie przez ćwierć wieku pracował nad „Oppenheimerem”. Mój przyjaciel na całe życie nie doczekał niestety niesamowitego sukcesu filmu Nolana.

„Uczeni i barbarzyńcy” to nieśmiały prekursor jego znakomitej książki. Obie łączy fascynacja tę samą problematyką. Trzydziestoletniego historyka kwestia granic poznania naukowego (dzisiaj badania genetyczne, rozwój sztucznej inteligencji), wykorzystania jego owoców, kwestia odpowiedzialności naukowców, etyka pracy naukowej, „barbarzyńska” strona nauki, relacja między nauką i polityką, zafascynowały bardziej niż klasyczna historia polityczna. Teraz zastanawiam się, czy nie spróbować wznowić „Uczonych i barbarzyńców”, z nowym wstępem lub posłwiem. Jest to najlepiej napisana przez mnie książka. Miała dobre, przemyślane i przedstawiające trafnie główny (dzisiaj tak samo newralgiczny problem) oraz  intencje autora rezenzje Ryszarda Stemplowskiego w „Polityce” i Franciszka Januszkiewicza w „Rzeczpospolitej”.** Znalazłem je przypadkiem, dzięki skrupulatności ojca, który przed laty włożył dwa wycinki z recenzjami do swojego egzemplarza książki.

Film „Oppenheimer” trafił na właściwy moment, porusza sumienia w trakcie obecnej wojny, w trakcie której znowu rozpatruje się możliwość wykorzystania bomby. W moim odczuciu jest to film o wymowie antywojennej (Nigdy więcej) i ostrzeżenie, aby nie wchodzić jeszcze raz do tej samej rzeki, w nieograniczony, niekontrolowany wyścig zbrojeń.

Znowu nadszedł czas ostrej rywalizacji i wielkiego napięcia między mocarstwami. Jak w okresie zimnej wojny, tak i teraz do polityki i propagandy powróciła sprawa użycia bomby atomowej. Na naszych oczach upadają traktatowe ograniczenia dotyczące kontroli, redukcji i środków budowy zaufania w dziedzinie zbrojeń jądrowych mozolnie wypracowane przez dekady zimnej wojny. Krążą na temat możliwych wojennych zastosowań broni jądrowej niezdrowe i niebezpieczne spekulacje, padają ze wszystkich stron lekkomyślnie opinie, które zwiastują prawdziwe nieszczęście: złamanie nuklearnego tabu, które chroniło świat przed wojną atomową od prawie osiemdziesięciu lat. Takiej niebezpiecznej „loose talk” nie można lekceważyć. Niepokoi zbanalizowanie, spowszednienie groźby nuklearnej zagłady. Wypowiedzi polityków, komentarze dziennikarzy są powierzchowne, a nawet frywolne. Inna była reakcja świata i atmosfera w roku 1945 i w latach następnych. Powszechne było wtedy przekonanie, że nie igra się z bronią atomową. Ta świadomość i wysiłki uczonych doprowadziły do wprowadzenia pewnych elementów międzynarodowej kontroli energii atomowej i oddaliły na pewien czas niebezpieczeństwo wojny nuklearnej.

Trzeba stale przypominać i powracać do tragedii dwóch japońskich miast, o zagładzie dwustu tysięcy ich mieszkańców, aby zapobiec spekulacjom dotyczącym użycia „broni absolutnej”. Doktryny wszystkich mocarstw i państw nuklearnych zakładają jej użycie pod pewnymi warunkami; krańcowego zagrożenia dla istnienia państwa i jego struktur władzy.

Mógłbym zacytować fragmenty moich wyżej wspomnianych książek. Jednak narcystyczne cytowanie samego siebie jest nudne, a czytelnik blogu może do tych książek sięgnąć. Zamiast tego przywołam tutaj ciekawe świadectwo Mircea Eliade***, który zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki obserwował z dalekiej Portugalii.

Jest to reakcja i refleksja świadka na pierwsze użycie bomby atomowej w historii. Eliade zamieścił swój komentarz w swoim dzienniku portugalskim**** Nie jest łatwo natychmiast ocenić implikacje nowego ważnego wydarzenia, które dopiero z czasem zostaje powszechnie uznane za historyczne. Eliade to potrafił; od razu ujrzał je w kontekście swojej filozofii politycznej jako potwierdzenie prymatu ducha nad materią także w dziedzinie wojen. Zapisał w notatce datowanej na 7 sierpnia 1945 roku:

   „The newspapers today publish the first information about the atomic bomb the Allies have dropped on Hiroshima. The world has entered a new phase, Churchill has rightly said. I wonder how war will be possible in the near future if this bomb is perfected? It is probable that the ultimatum issued by Truman and Attlee entails not only the Japanese but also the Russians. For the time being, the Allies have this great military superiority; in ten years the Russians could achieve it. For that reason, the Anglo-Saxons are in a hurry to announce it”. (s. 219)

9 sierpnia 1945

   “ ’Coup de theatre’: Russia has declared war on the Japanese. With the atomic bomb, it is certain that Japan will capitulate in a few days, or a few weeks at the most. Now, however, with the USSR involved in the war too, the victory will be an “Allied”one. And at the peace treaty, the USSR also will have its say in the Far East.

   Actually, it had to be this way. Stupidity has to be paid for – always and by everyone.” (s. 219)

   “Last winter I wrote a gloss on the biblical passage: ‘If you can eat of the tree of knowledge of good and evil, you will surely die!’. The newspapers are quoting the declarations of authorities who do not hesitate to assert that the atomic bomb could bring about the annihilation of civilization and even the extermination of the human race. This bomb is nothing but the last step (so far!) of the itinerary begun at the Tree of Knowledge; it is, in other words, an ultrarecent product of reason, of scientific knowledge, etc. Between the first syllogism and the atomic bomb there exists no discontinuity.”

(s. 219)

 

10 August 1945

  “Now, as for the future, it is certain, that the fate of mankind depends, this time, directly on the weapons of intelligence. Of course, another war – that is, the final catastrophe – if it comes, will be declared by politicians. But the catastrophe will be the work of human intelligence. … This time a new element enters in – the extinction of the human race. And this element is the work of the spirit. …

  World peace, if it is ever realized, likewise will be attained through the coercion exerted by those who can because they have known – more than all the others.” (s. 221).

 

13 sierpnia 1945

   “Brutus tells me that the Americans are beginning to wake up, and according to his information the Anglo-Saxons have resolved to firmly oppose Soviet imperialism in Central Europe. The atomic bomb and some things Truman said in his speech are warnings. …

The atomic bomb has saved the world, for the time being, from a Soviet supremacy. But this does not mean that the world can return to the bourgeoisie, etc. I see no other way out than socialism.”

(s. 222)

Tyle, Eliade, bystry świadek historii i rumuński szowinista, w sierpniu 1945 roku.

Post Scriptum

Po napisaniu pracy o atomowym projekcie amerykańskim wpadłem na pomysł lustrzanego opracowania projektu radzieckiego. We wczesnych latach osiemdziesiątych PAN zawarł umowę z radziecka akademią ustanawiającą atrakcyjny program wymiany stypendialnej. Zgłosiłem swój projekt pracy o radzieckim projekcie nuklearnym. Otrzymałem sugestię, że muszę zmienić temat na „Walka uczonych radzieckich o pokój”. Byłem młody, bezkompromisowy i głupi. Do dzisiaj żałuję, że nie spędziłem kilku miesięcy w Moskwie i straciłem szansę na rozmowę z Sacharowem i innymi wielkimi rosyjskimi fizykami. Archiwa były niedostępne, ale zdobyłbym w ten sposób unikalny materiał i wgląd w myślnie rosyjskich fizyków atomowych.

*W tym wypadku był to wyjątkowy wręcz filmowy, szczęśliwy traf. W pierwszych dniach pobytu w Princeton zostaliśmy zaproszeni na domowe powitalne przyjęcie przez nowo poznanych przyjaciół Howarda i Normę. W trakcie rozmowy wspomniałem, że gdybym mógł wybrać tylko jednego amerykańskiego historyka, którego chciałbym spotkać, to byłby to profesor Martin J. Sherwin, który napisał znakomitą książkę „A World Destroyed” na ten sam temat, który mnie zajmuje. Howard wykrzyknął: „Ależ, nie ma nic prostszego” i wybiegł z domu. Jak się okazało Marty i Susan byli sąsiadami Howarda i Normy. Po chwili Howard przyprowadził Martina i tak się zaczęła nasza znajomość. Sherwinowie przenosili się właśnie z Princeton do Bostonu, gdzie Martin otrzymał katedrę na Tufts Ubiversity. W trakcie ich nieobecności zamieszkaliśmy na jakiś czas w ich princetońskim domu, a wiele lat później w trakcie mojej pracy w Waszyngtonie w ich letnim domu w Nowej Anglii.

**Ryszard Stemplowski, „Początki bomby”, „Polityka” nr 14, 4.04. 1987;  Franciszek Januszkiewicz, „Uczeni i barbarzyńcy”, „Rzeczpospolita” nr 86, 1987, s. 8.

***Eliade w czasie wojny był attaché kulturalnym placówkach dyplomatycznych Rumunii początkowo w Londynie, a następnie od 1941 do 1945 roku w Lizbonie. Był fanatycznym rumuńskim nacjonalistą i antykomunistą, związanym z prawicowym Legionem Archanioła Michała, a jednocześnie świetnym pisarzem, religioznawcą i intelektualistą. W trakcie II Wojny Światowej, Rumunia stanęła po stronie państw Osi.

****Mircea Eliade, „The Portugal Journal”, translated from the Romanian and with a Preface and Notes by Mac Linscott Rickets, State University of New York Press, Albany 2010.