Sfery cyberwpływów
Z Lloyd’em C. Gardnerem, profesorem uniwersytetu Rutgers, znakomitym historykiem amerykańskiej dyplomacji, rozmawiałem w Princeton jesienią 1978 o podziale Europy na sfery wpływów. Gardner oglądał mnie z koleżeńską sympatią jako rzadki w Princeton okaz młodego historyka zza żelaznej kurtyny. Gardner zajmował się historią dyplomacji od New Dealu do Wietnamu. W latach dziewięćdziesiątych opublikował książkę „Spheres of Influence. The Great Powers Partition Europe, from Munich to Yalta”.* Sięgam dzisiaj do tej klasycznej pracy o dzieleniu Europy na Wschód i Zachód w okresie II wojny światowej.
Gardner cytuje słowa Waltera Lippmanna (z 21.12.1944), „Has anyone who is wringing his hands and beating his breast about these development any better plan for winning the peace than one which enlists the principal nations of Europe as the primary guardians?”, na potwierdzenie tezy, że współcześni amerykańscy obserwatorzy zdawali sobie dobrze sprawę, jak będzie wyglądała powojenna Europa. Układ sił był czytelny. Stalin pouczył jugosłowiańskich komunistów, że “Ktokolwiek okupuje terytorium narzuca swój własny system społeczny – tak daleko jak sięga jego armia”. Zastanawiam się, czy forma naszego dzisiejszego systemu nie będzie wkrótce konsekwencją dominacji którejś z potęg technologicznych w cyberprzestrzeni.
Klasyczne sfery wpływów, geopolityka, państwa buforowe, państwa frontowe – taka logika wydaje się przeważać w głowach polityków w naszej części świata.
To spadek po zaborach, wojnach, konfliktach narodowościowych i rywalizacji o każdą piędź ziemi. To dziedzictwo myślowe Monachium, Paktu Ribbentrop-Mołotow i Jałty. Tymi kategoriami myśleli nie tylko dyktatorzy ale i ustępujący pod ich naciskiem przywódcy demokracji. Symbolem wszystkich cynicznych podziałów ponad głowami zainteresowanych jest słynny układ procentowy zainicjowany przez Churchilla w Moskwie w październiku 1944 roku. Churchill i Stalin uzgodnili wtedy, co do procenta, podział wpływów na Bałkanach i na Węgrzech.
Ale rzeczywista walka o podział świata na sfery wpływów rozgrywa się w tym momencie w niewidzialnej cyberprzestrzeni. Podmiotami w niej są wielkie korporacje wspierane przez państwa (z aktywnym udziałem służb, a nie dyplomacji). Rywalizują ze sobą dwaj technologiczni giganci: Stany Zjednoczone i Chiny. Stawką jest wiedza o myśleniu elit i całych społeczeństw, która otwiera drogę do dominacji politycznej. Już obecnie, przy wykorzystaniu dostępnych instrumentów i analizy big data, można dość dokładnie rozpoznać ludzkie preferencje w skali indywidualnej i zbiorowej. Taka wiedza jest kluczem do sterowania człowiekiem-konsumentem, ale jest coraz powszechniej wykorzystywana do kształtowania człowieka we wszystkich wymiarach; homo faber, homo ludens, homo ethicus i preferencji politycznych i wyborczych.
Trwa rywalizacja o źródło pochodzenia, konstruowanych w oparciu o chińską albo amerykańską technologię, sieci 5G, a potem 6G, które z czasem umożliwią gromadzenie dokładnych informacji na temat zwyczajów i preferencji człowieka w przeszłości i na uzyskanie wpływu na jego decyzje w przyszłości. Sztuczna inteligencja zaprzęgnięta do penetracji naszych osobowości będzie wiedziała lepiej niż my sami skąd przyszliśmy, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Wpływy gospodarcze, handel, wpływ polityczny, pomoc wojskowa, bazy wojskowe, sprzedaż broni i pakty obronne będą szły za tym podziałem niewidzialnej przestrzeni, jak kiedyś markietanki w taborach za wojskiem. Nie mogę sobie wyobrazić wojny o sfery wpływów w cyberprzestrzeni, ale działalność hakerów daje pewien przedsmak charakteru konfliktów w przyszłości.
Niestety, Europa pozostała w tyle w technologicznej rywalizacji. Stara się zabezpieczyć przed szpiegowaniem, ale jest skazana na przyjęcie nowej technologii z zewnątrz. Amerykanie i Chińczycy starają się wykroić jak najwięcej dla siebie. Rysuje się perspektywa nowego podziału Europy. Europa Środkowa, bądź jej część, prawdopodobnie znajdzie się w cybersferze amerykańskiej (papierkiem lakmusowym jest w tej chwili akceptacja lub zablokowanie ekspansji Huawei), a część starej Europy zapewne w cybersferze chińskiej.
Dysponujemy tylko starymi pojęciami, które nie wystarczają, aby zrozumieć nową sytuację. Oglądanie świata z perspektywy Clausewitza jest jak oglądanie filmu niemego.
*Elephant Paperbacks, Ivan R. Dee, Chicago 1993.