W powieściach Haruki Murakami istnieją inne rzeczywistości równoległe do zwykłej rzeczywistości. Jego postacie czują się nieswojo w zwyczajnej rzeczywistości, nie pasują do niej. Użyję niemodnego określenia pochodzącego od Marksa; są wyalienowani. Są zagubieni i dziwni w oczach innych ludzi. Poruszają się ruchami Browna; ich własne poczynania są dla nich niezrozumiałe. Ale coś ich zmusza do wykonania pewnych ruchów. Jest jakaś sprężyna, którą uruchamia Ptak Nakręcacz.
Ta zewnętrzna rzeczywistość nie jest jedyna. Są także inne światy, które się objawiają się postaciom z powieści Murakami we właściwym czasie i na swoich warunkach. Dzięki tej innej tajemniczej i głęboko schowanej rzeczywistości, niezrozumiałe, rozbite na niepasujące do siebie kawałki ich życia, krok po kroku, układają się im w bardziej zrozumiałą całość.
Otoczenie zewnętrzne nie jest przyjazne. Jest to zaawansowany kapitalizm. W jego centrum jest bezwzględne dążenie do maksymalizacji zysku. Przemoc i korupcja w dążeniu do celu są dopuszczalnymi instrumentami, jak każde inne. Podejrzana afera nie jest żadna anomalią, to „naturalny proces rozwiniętego kapitalizmu”.
W naszych komputerowych czasach „Dzięki intensyfikacji i frakcjonalizacji kapitał został podniesiony do roli pewnego rodzaju idei. Nabiera niemal religijnego znaczenia. Ludzie czczą dynamizm, jaki posiada. Czczą jego mityczność. Czczą ceny nieruchomości w Tokio i styl życia, który symbolizuje lśniące porsche. Dlatego, że na świecie nie ma już innych mitów.
Na tym polega wysoko rozwinięte społeczeństwo kapitalistyczne. Bez względu na to, czy nam się to podoba czy nie, żyjemy w takim społeczeństwie. Standard dobra i zła też został sfrakcjonalizowany. W dobrze kryło się dobro modne i niemodne. W źle też było modne i niemodne zło. W modnym dobrze było dobro oficjalne i nieoficjalne, dobro hip, dobro cool, dobro na czasie, dobro snobistyczne. Przyjemnie było je mieszać, tak jak się miesza style i tworzy styl złożony, wkładając spodnie Trussardi do swetra Missoni, a do tego buty Pollini. W takim świecie filozofia coraz bardziej upodobniała się do teorii ekonomicznej. Filozofia upodabnia się do dynamiki epoki”.*
Społeczeństwo socjalistyczne (socjalizm realny) nie zdołało rozwinąć się tak wysoko. Już dawno doszedłem do wniosku, że różnice między socjalizmem (realnym czyli państwowym) a kapitalizmem (realnym czyli etatystycznym) były czymś drugorzędnym. Najważniejsza, według mnie, jest taka, że kapitalizm rozwijał się spontanicznie i dojrzewał przez kilka stuleci; socjalizm był świetną teorią wspólnotową, która została wprowadzona w niesprzyjającym ubogim środowisku jako krótkotrwały i źle przeprowadzony eksperyment. Wiele oba systemy łączy. Socjalizm nabierał też cech panującej religii; obiecywał świetlane życie na ziemi ale w oddalonej komunistycznej przyszłości. Natomiast kapitalistyczna, materialistyczna satysfakcja spełnia się tu i teraz.
Oczywiście, życie w obozie socjalistycznym było pozbawione wielu wygód. Owszem, jeden z tych systemów jest dynamiczny, a zarządzanie w drugim przerastało zdolności intelektualne elity rządzącej. System socjalistyczny był zgrzebny, ociężały, nieestetyczny. W tym ostatnim ludzie mieszali w syfonach wodę z sokiem i marzyli o małym Fiacie, a nie o Porsche. W kapitalizmie większość może sobie tylko pomarzyć o Porsche. Marzenia i dążenia materialne ludzi w obu systemach były identyczne, idee podobne do siebie. Marks miał racje, że byt określa swiadomość. Jednak socjalizm, w gruncie rzeczy, był zamaskowanym kapitalizmem; te rzekomo kompletnie odmienne systemy były maskami przybranymi przez mocarstwa i państwa narodowe, które rywalizując ze sobą szukały lepszego uzasadnienia dla ostrej konfrontacji, dla wojenek i wojen. W ostatniej instancji w obu przypadkach chodziło o wytwarzanie rzeczy dających lepszy zysk od kapitału.
Tu dochodzę do drugiego powodu mojego zainteresowania twórczością Murakami. To jego stosunek do wojny. Jego fantastyczny Człowiek-Owca ukrył się przed agresją zewnętrznego świata w ciemnościach innego świata. Zapytany o nowości przybysz z naszego świata powiedział mu, że nie wydarzyło się nic ważnego, nic nowego:
„Człowiek-Owca pokiwał potakująco głową. – To znaczy, że następna wojna jeszcze się nie zaczęła?
Nie wiedziałem, którą wojnę uważał za ostatnią, lecz potrząsnąłem głową. – Jeszcze nie. Jeszcze się nie zaczęła.
- Ale niedługo się zacznie – oznajmił obojętnie monotonnym głosem, pocierając o siebie dłonie w rękawiczkach. – Lepiej uważać. Jeśli nie chcesz zostać zabity, lepiej uważać. Wojna zawsze nadchodzi. Nie zdarza się, żeby nie było wojny, Nawet kiedy się wydaje, że nie będzie, i tak będzie. Ludzie w głębi serca lubią się zabijać. I zbijają się, póki się nie zmęczą. Kiedy się zmęczą, trochę odpoczywają, a potem znowu zaczynają się zabijać. Tak już jest. Nikomu nie można ufać i nic się nie zmienia. Dlatego nie ma rady. Jeżeli ci się to nie podoba, lepiej uciec do innego świata”.**
Na Wschodzie i na Zachodzie bez zmian. Wojna była, trwa i będzie, z krótkimi przerwami na regenerację sił.
Jednak inny surrealistyczny świat, do którego uciekają wyalienowane postacie Murakami, okazuje się światem pełnym zasadzek. A może to jest jedna i ta sama rzeczywistość?
Jeśli nie możesz przed nią uciec, powinieneś kierować się radą Człowieka-Owcy: trzeba tańczyć, tańczyć, tańczyć… Ponieważ tego nie potrafię, słucham muzyki.
*Haruki Murakami, „Tańcz, tańcz, tańcz”, przełożyła z japońskiego Anna Zielińska-Elliot, Warszawskie Wydawnictwo Literackie, MUZA SA, Warszawa 2005 (1980), s. 85/6.
** Ibid., s. 114.