Ludzie jak ćmy

Jacques Austerlitz, bohater powieści W. G. Sebalda, mówi:

„A szczególnie upamiętniło mi się to, co Alphonso opowiadał nam wtedy o życiu i śmierci ciem, i dziś jeszcze spośród wszystkich stworzeń otaczam je najwyższą czcią. W cieplejszej porze roku zdarza się nieraz, że jakaś ćma zabłąka się do mnie z ogródka za domem. Jeśli wstanę wcześnie, widzę, jak tkwi nieruchomo na ścianie. Musi chyba wiedzieć – mówił Austerlitz – że zabłądziła, bo jeśli nie wypuścić jej ostrożnie z powrotem na dwór, trwa bez ruchu, aż do ostatniego tchu, ba, jeszcze po śmierci, uczepiona maleńkimi, zesztywniałymi w skurczu agonii pazurkami miejsca swojej zguby, aż podmuch powietrza ja strąci i zwieje w jakiś zakurzony kąt. Czasem na widok takiej ćmy, która skończyła u mnie w domu, zastanawiam się, jakie uczucia strachu i bólu towarzyszyły jej błąkaniom. Jak mu wiadomo od Alphonsa – mówił Austerlitz – nie ma właściwie powodu, by mniejszym stworzeniom odmawiać życia psychicznego. Nie tylko my i od tysiącleci związane z naszymi impulsami emocjonalnymi psy oraz inne zwierzęta domowe miewamy sny w nocy, śnią także mniejsze ssaki, myszy i krety, we śnie przebywają, co można rozpoznać po ruchu gałek ocznych, w świecie istniejącym jedynie w ich wnętrzu, i kto wie – może śnią także ćmy albo sałata głowiasta w ogrodzie, gdy nocą spogląda na księżyc”.*

Jakiś czas po tej rozmowie w londyńskim mieszkaniu Austerlitza narrator dostrzegł rząd kamiennych słoików - urn, w których znajdowały się zasuszone ćmy, które zaplątały się w domu i zginęły.

Ludzie i owady są istotami, które nie rozumieją się, ale umierają w taki sam sposób pełne strachu i bólu.

Ratuję ćmy, które przypadkiem wleciały do domu, jeśli mi się uda, wypuszczam je z powrotem do ogrodu.

 

*W.G. Sebald, ”Austerlitz”, przekład Małgorzata Łukasiewicz, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2020, s. 105-106.