Wojna w świetle kolejnej wojny

Mówi się, że generałowie staczają zawsze ostatnią wojnę. Sadzę, że o politykach, historykach i mediach można powiedzieć, że zmieniają pogląd na minioną wojnę w świetle nowej wojny. Innymi słowy każda kolejna wojna psuje opinię tej poprzedniej.

Weźmy I Wojnę Światową. Prezydent Woodrow Wilson pragnął, żeby to była wojna „to end all wars”. Wydawało się, że Europa jest tak wycieńczona ta wojną, że nawet bez dobrego traktatu ale ze strażnikiem w postaci nowej międzynarodowej instytucji w postaci Ligi Narodów pokój powróci na nasz kontynent na dziesięciolecia. Zaledwie dwie dekady po pokoju paryskim nastąpił wybuch kolejnej wielkiej wojny, który nie był zaskoczeniem, lecz potwierdzeniem obaw i braku pewności jutra w całym okresie międzywojennym. I Wojna Światowa została uznana za prolog II Wojny Światowej, a dwudziestolecie za czas permanentnego kryzysu ducha i materii.

Kolejna długa wojna „zimna” prowadziła w obu blokach do przewratościowań opinii o II Wojnie Świtowej. Każda ze stron przypisywała sobie większą rolę w zwycięstwie nad państwami Osi i hitleryzmem; spierano się o Dzień Zwyciestwa.  Ale zasadnicza teza o wspólnym zwycięstwie aliantów utrzymała się do końca zimnej wojny, mimo że dawni wrogowie stali się sojusznikami, a dawni alianci z  wojennej „Wielkiej Koalicji” wrogami.

Dla wojennego pokolenia w Polsce:

„Wojna stała się wielką historyczną próbą wartości wszystkich mitologii i wszystkich mistyk – narodowych, gospodarczych, społecznych. Wojna zakończyła się ich zupełną klęską, wojna zakończyła się bankructwem wszystkich mitów. Okazało się, że w życiu społecznym obwiązują rygory równie ścisłe jak w nauce – rygor prawdy i rygor postępu, że każde sprzeniewierzenie się tym rygorom przynosi klęskę lub śmierć. Okazało się, że historia ma sens, że zwyciężają tylko te narody, które rygorom tym podporządkowały swoje życie społeczne”.*

Naukowy optymizm w Polsce stopniowo zgasł, lecz odrodził się w innej formie po zakończeniu zimnej wojny. Pokój, jak się wydawało w 1990 roku, zagości na stałe w Europie. Ten optymistyczny nastrój nie przetrwał XX wieku. W Polsce wyzwolenie kraju, które nadeszło ze Wschodu zaczęto nazywać kolejną okupacją, a Polaków walczących w szeregach Armii Czerwonej, Armii Ludowej i innych formacji lewicowych wymazano z historii (w domyśle, przyczynili się do sowietyzacji Polski). Na piedestale znalazła się Armia Krajowa, lecz i ona musiała wkrótce ustąpić siłom mało znaczącym, chociaż niezłomnie radykalnym.

Wojna Rosji z Ukrainą przypieczętowuje rewizję poglądu na II Wojnę Światową. Ostatecznie zrywa się związek przetrwania narodu polskiego z operacją radzieckich frontów przeciw armiom Hitlera. Nie sposób wskazać na alternatywę, co nie zraża rewizjonistów, obecnie reprezentujących główny nurt opinii i historiografii. Według Polski, Ukrainy i całego Zachodu obecna wojna przekreśla jakiekolwiek zasługi Armii Czerwonej w wojnie z hitlerowskimi Niemcami.

Historię można łatwo zmienić i usunąć treści niepasujące do aktualnej rzeczywistości.

Na liście rewizjonistów figuruje kanclerz Niemiec Olaf Scholz z wyjątkowo niezręcznym rocznicowym wpisem (dopisek z 9 maja 2023 r.)

Ukraina błyskawicznie poradziła sobie z problemem czynu zbrojnego Ukraińców w ramach formacji radzieckich, pod dowództwem radzieckich generałów w ramach strategii określanej przez Stalina. Bohaterscy Ukraińcy orbitują na frontach II wojny światowej jakby w kosmosie bez punktu odniesienia.

U nas poradzono sobie z tym już kilka lat wcześniej: to nie Armia Czerwona, lecz odziały ukraińskie wyzwoliły Auschwitz. Teraz pozostaje dowieść, że w ramach Zachodniej Grupy Wojsk ZSRR stacjonującej w Polsce od 1945 do 1993 roku nie było wcale Ukraińców.

Opowiem, w charakterze advocatus diaboli o przydarzyło mi się prima facie w Kijowie, gdy w 1993 roku jako wiceminister Obrony Narodowej negocjowałem z tamtejszym ministerstwem obrony narodowej ukraińskim projekt pierwszej, historycznej umowy o współpracy wojskowej ze świeżo niepodległą Ukrainą. (Umowę zawarliśmy w trakcie kolejnej wizyty ministra Janusza Onyszkiewicza w Kijowie). Na zakończenie rozmów strona ukraińska wydała uroczysty bankiet. Toast wzniósł ukraiński Szef Sztabu. Mówił o przyjaźni ukraińsko-polskiej w minionych latach na tle osobistych wspomnień z Legnicy, gdzie stacjonował. „W Legnicy, w Dowództwie Armii Radzieckiej, spędziłem najlepsze lata w życiu, najlepsze lata młodości w otoczeniu przyjaznej polskiej ludności. Wspominam z łezką w oku ten czas.” Całe szczęście, że z zaskoczenia mowę mi odjęło i nie podjąłem polemiki ze wspomnieniami generała. Podniosłem toast za polsko-ukraińska przyjaźń i współpracę w nowych okolicznościach historycznych. Jestem rad do dzisiaj, że nie zakwestionowałem wrażeń generała z socjalistycznej Polski, przecież, zakochał się wówczas w moim kraju i w moich rodakach.

Minęło zaledwie trzydzieści lat od mojej wizyty w Kijowie. Historia rzeczywiście przyspieszyła.

*Jan Kott, „Mitologia i realizm”, wydanie drugie przejrzane przez autora, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956.

6 stycznia 2023