Podróże Jarosława Iwaszkiewicza

Odczuwam potrzebę podróżowania, zwiedzania, ale w rzymskim amfiteatrze chciałbym być jedynym widzem. Wolałbym być samotnym podróżnikiem, jak Jarosław Iwaszkiewicz niegdyś we Włoszech, a nie turystą. Lubię oglądać Sycylię przez jego okulary i Florencję, Rzym i Paryż w towarzystwie amerykańskich bohaterów powieści Henry Jamesa.

Przez trzy lata podróże zostały zawieszone przez pandemię. Boleśnie odczułem przymusowe zamknięcie. Wtedy z konieczności łatwiej przychodziło przyjęcie punku widzenia Seneki i tych myślicieli, którzy cenią tylko podróże w głąb siebie, bez wychodzenia z domu. Przecież w najdalszej podróży nie można uciec od swojego towarzystwa. Kto to powiedział: „Chcesz spotkać siebie, jedź do obcego miasta”.

Tkwi w turystyce jakaś sprzeczność: jest masowa chęć nowych doznań i dążenie do uniknięcia masy innych ożywionych tym samym pragnieniem. Jarosław Iwaszkiewicz Interesująco przeanalizował w latach sześćdziesiątych, a więc jeszcze przed erą taniego latania, zjawisko turystyki masowej:

   „Turystyka jest wielkim nieszczęściem naszego wieku. Widzimy przecież na każdym kroku (u nas) wycieczki, zmęczonych, zziajanych ludzi, którzy biegną przez miasta i wioski, aby prędzej, aby dalej. Co ich tak gna? O co tu chodzi?

   Myślę, że wyraża się w tym głęboki ludzki instynkt. Jakieś pragnienie utwierdzenia się, pomnożenia swojego życia. A może przede wszystkim przekonania się o trwałości ludzkiego istnienia, o wiecznej egzystencji trwałych dzieł ludzkich. Tyle wojen i zniszczeń, a Panteon stoi. Tyle reżimów przeminęło, a Notre Dame stoi. Niemcy chcieli nas zniszczyć, a Wawel stoi. Wilanów stoi, kościół Świętego Jana w Toruniu w Toruniu* - stoi. I ani drgnie. I płynie stąd dla zmęczonego, zdrożonego człowieka głęboka pociecha. Ta sama pociecha, która czekała pielgrzyma idącego do San Jago de Compostella czy do Peczerskiej Ławry. Jakiś odwieczny ludzki instynkt.

   Nie gardźmy więc turystyką, jest ona głęboko ludzkim przejawem.

   Zresztą jest już jesień. Lata już nie ma. Pozostało w sercu rozczarowanie, bo żadna podróż, nie jest urzeczywistnieniem, choć każda jest nadzieją.”**

 

*Jako rodowity toruńczyk poprawiam w tym szczególe wielkiego pisarza, wezwanie monumentalnej świątyni to nie św. Jana, ale św. Janów.

**Jarosław Iwaszkiewicz, „Ludzie i książki”, Czytelnik, Warszawa 1980, s. 192/3.

Post scriptum

Zauważyłem w trakcie lat spędzonych w Stanach Zjednoczonych, że Amerykanie w większości, gdzie nie było zniszczeń wojennych, z czego innego czerpią pewność siebie niż Europejczycy. Czują się dobrze w płynności, zmieniają łatwo miejsce zamieszkania, akceptują hotelowe wnętrza, otoczenie wciąż innych ludzi, nie przywiązują się do rodzinnych pamiątek i nieustannie kupowanych rzeczy. Potrzebują pieniędzy ale i w tym wypadku, zależy im na dobrym wydawaniu i „płynności” finansowej. Mój amerykański przyjaciel Howard mawiał, że nie sztuką jest mieć pieniądze i dobrze żyć, prawdziwy kunszt polega na bogatym życiu, gdy się ich nie ma.