Naukowcy w kamaszach II

Uzupełniam notkę o ochotnikach.

W XX wieku zjawisko gremialnego poparcia środowisk intelektualnych i inteligenckich dla wojennej polityki władz jest constans. Dysydenci zawsze byli nieliczni. Dziesiątki tysięcy naukowców wilhelmińskich Niemiec popierało ich cele wojenne, w tym aneksje. Odrębne stanowisko zajmował Max Weber i niewielu innych. Znacznie mniej zapału wykazywali zwykli żołnierze walczących stron, ginący w okopach I wojny światowej. W XXI wieku w bezpośredniej walce biorą udział żołnierze wywodzący się z niższych warstw społecznych. Upowszechnia się zjawisko armii prywatnych (począwszy od Iraku), do których zaciągają się przeważnie byli żołnierze oraz młodzi ludzie szukający zarobku i swojego miejsca w życiu.

Kolejne znane z najnowszej historii zjawisko, to szybkie i łatwe wolty partii lewicowych, socjaldemokratycznych w obliczu wojny,. Dobrym przykładem raptownego porzucenia kultywowanych przez lata internacjonalistycznych ideałów jest zachowanie niemieckich socjaldemokratów w 1914 roku. Sto parę lat później obserwuję to samo zjawisko np. w Finlandii czy w Polsce. Lewica staje się bardziej katolicka niż Watykan w poparciu dla wzrostu budżetów wojskowych i wojny do zwycięskiego końca. Zapomina przy tym o zwykłych ludziach, których chcą reprezentować, o kosztach politycznych, społecznych oraz  o gigantycznych zyskach koncernów zbrojeniowych. Powtarza się także to, że to raczej na prawicy niż na lewicy pojawiają się (pojedyncze) głosy cechujące się realizmem i zdrowym rozsądkiem.

Zawsze, rzecz jasna, na czele capstrzyków i marszów, stali politycy. Moją nagrodę pierwszego stopnia w dziedzinie surrealistycznego zaklinania rzeczywistości otrzymuje Przewodnicząca Komisji Europejskiej i Wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej ds. zagranicznych.