Nikt nie chce zimnej wojny?

Amerykański sekretarz stanu powiedział chińskiemu ministrowi spraw zagranicznych (spotkanie na marginesie konferencji monachijskiej, 18 luty 2023), że Stany Zjednoczone nie chcą zimnej wojny (strony zgodziły się pozostać przy swoim zdaniu w kwestii balonowej). To nie przypadek, że Stany Zjednoczone występują z tak istotną deklaracją. Odczytuję to dementi jako wyraz niepokoju Blinkena, że polityka amerykańska sprawia takie wrażenie.

Ważniejsze niż balon szpiegowski, meteorologiczny czy próbny jest to, czy strony zmierzają w rzeczywistości (przemówienia, wypowiedzi, słowa są równie ważne jak czyny) do zimnej wojny, która, rzecz jasna, będzie różnić się od tej pierwszej. Nowe czasy, nowa generacja polityków, nowe technologie, panta rei. To nie będzie powtórka. Trudno sobie wyobrazić bardziej zaciętą rywalizację bloków niż w latach 1945-1990, a jednak kolejna zimna wojna może być jeszcze bardziej nieprzewidywalna, niebezpieczna, ryzykowna.

Krytyczna zmienna to niski poziom polityków; zjawisko wymuszone po części przez mechanizmy kampanii wyborczych. Postepują procesy degradacji elit politycznych, wypłukiwania z administracji ludzi mądrych i dobrze przygotowanych, niezależnie myślących, pracujących dla dobra wszystkich. Nasila się zjawisko oligrachizacji klasy politycznej, wzrasta wpływ wielkich korporacji i ich lobbystów, panoszy się niekompetencja, kleptokracja, nepotyzm.

Drugi fundamentalny czynnik, to technologia i coraz większy nieuchwytny wpływ tajnych służb, które ją wykorzystują poza kontrolą. Do śmiercionośnych BMR dochodzą nowe sub-nuklearne technologie masowego rażenia, nowe środki przenoszenia, roboty pola walki. Sztuczna inteligencja już zmienia i zmieni charakter wojen. To nie przewaga w kosmosie, w powietrzu, na oceanach czy na lądzie będzie decydująca, lecz kompetencje w zakresie wszechwiedzącej i kontrolującej pole walki sztucznej inteligencji. Ludzie jak pionki będą wykonywać zadania zgodne z kalkulacjami algorytmów. Chipsy jak bogowie zadecydują o wyniku zmagań.

Trzeci aspekt, to pokłosie deinsdustrializacji zachodniego świata i jej skutków społecznych i politycznych oraz pandemii. Tak zwana deglobalizacja. Zachwyty nad zaletami zaletami płaskiego świata (T. Friedmann) i zauroczenie outsourcingiem zniknąły bez śladu w ostatnich latach. Teraz na Zachodzie liczy się odporność na wstrząsy, skrócenie łańcuchów dostaw, regionalizacja. Jak wszystko ma to dobre i złe strony. Jest to dobre dla ekologii i lokalnych rynków pracy ale zmniejsza współzależność, co może przekładać się na większe ryzyko konfliktów i skłonność do wznoszenia murów między państwami i grupami państw.

Przewidywałem od pewnego czasu powrót zimy do polityki światowej. Podobnie, jak wielu innych obserwatorów, dostrzegam w stosunkach między mocarstwami rosnące napięcie, sprzeczności wartości i interesów i przywrócenie głównej roli czynnikowi siły militarnej. Przyspiesza odwrót od uznania współzależności i handlu za czynniki sprzyjające stabilności. Wojna rosyjsko-ukraińska daje dodatkowe argumenty przeciwnikom uniwersalizmu i pluralizmu w systemie światowym. Zwyciężają  zwolennicy absolutnego prymatu własnych interesów – doktryna pierszeństwa przywrócona bez ogródek i oglądanie się na całą międzynarodową społeczność przez prezydenta Trumpa. Żyjemy w czasie odwróconej transformacji: zburzyliśmy mur a teraz wznosimy nowe mury w mentalności społecznej, bariery polityczne i gospodarcze i na granicach zasieki z drutów kolczastych. Na naszych oczach powstaje zarys kolejnego systemu blokowego.

Odczytuję też drugą warstwę słów amerykańskiego sekretarza stanu. Ameryka spogląda, tak jak Chiny, inaczej niż Europa, poza horyzont obecnej wojny. Myśli o przyszłości. Myślenie, myślenie sensowne, myślenie z troską o wspólnej przyszłości jest warunkiem  sine qua non odwrócenia obecnie dominującej destrukcyjnej tendencji w polityce światowej.