Po upływie wielu lat ponownie, podejmuję temat, którym parałem się już jako młody historyk, a później jako urzędnik ds. bezpieczeństwa.* Zajmowałem się „atomem” i fizykami „atomowymi”, skonstruowaniem pierwszych bomb atomowych w Projekcie Manhattan, wczesną strategią nuklearną, a nade wszystko, wysiłkami wielu ludzi starających się opanować destrukcyjne narzędzie wojny/zagłady, którego już pierwsze użycie raz na zawsze zmieniło istotę i sens wojny. Ich zbiorowy wysiłek nie zakończył się sukcesem, ale udało im się zamrozić „broń absolutną” (określenie Bernarda Brodie) w arsenałach. Wojna nuklearna dzisiaj, to nie byłaby racjonalnie skalkulowana wojna wg Clausevitza, lecz coś paranoicznego, poza ludzką moralnością.
Uczeni, którzy stworzyli bombę atomową, chcąc ostrzec świat przed zbliżaniem się zagłady, skonstruowali „Zegar zagłady” („Doomsday Clock”), którego wskazówki już od ponad siedemdziesięciu lat ostrzegają, jak blisko jest do północy, do krytycznego momentu, czyli wybuchu wojny nuklearnej. Wielu polityków i wojskowych w czasie zimnej wojny i po jej zakończeniu starało się usilnie, aby nie wypuścić nuklearnego gina z butelki. Dzięki nim po II wojnie światowej, mimo ostrego konfliktu między mocarstwami, zapanował długi okres stabilizacji – długi zimny pokój. „Zegar zagłady” wskazywał w tym czasie przybliżanie się, a czasem oddalanie się świata od krawędzi, poza którą rozpościera się „nuklearna zima”. Zdarzały się momenty szaleństwa, ale ostatecznie szalę przeważał zbiorowy strategiczny rozsądek Stanów Zjednoczonych i ZSRR. Obecnie wskazówki Zegara są bardzo blisko północy, bliżej niż kiedykolwiek w całym okresie zimnej wojny.
To, z czym teraz mamy do czynienia, budzi mój wielki niepokój. Czynniki, instytucje, ludzie, które sprzyjały strategicznej stabilizacji, są w rozsypce. Siła motoryczna rokowań w zakresie kontroli i redukcji broni nuklearnej – Stany Zjednoczone – nie są dzisiaj zainteresowane kontynuacją rozmów i utrzymaniem istniejących porozumień.
Wypowiedzenie przez Stany Zjednoczone i Rosję traktatu dotyczącego rakiet średniego i mniejszego zasięgu (INF) może się okazać takim punktem krytycznym. Jest to broń o destabilizujących właściwościach. Istnieje prawdopodobieństwo przypadkowego odpalenia takiej broni, co napotkałoby na automatyczny odwet przy użyciu takiej samej broni, bez możliwości uruchomienia mechanizmów, który zapobiegłyby eskalacji. Ulokowanie takiej broni w Rosji wystawiłoby na zagrożenie Europę (Stany Zjednoczone byłyby poza jej zasięgiem), a stacjonowanie tego rodzaju rakiet w Europie zamyka kwestię Unii Europejskiej jako autentycznego podmiotu i partnera w zakresie transatlantyckiego bezpieczeństwa.
Ubolewam nad przedwcześnie zgłoszonym wkładem władz (wywiad min. SZ J. Czaputowicza dla Der Spiegel (Spiegel Online, 1.02.2019) mojego kraju do układania nuklearnego scenariusza dla Polski, Europy i świata. Warunkowy sygnał o gotowości do przyjęcia rakiet z głowicami nuklearnymi na terytorium Polski został wysłany bez dyskusji ekspertów, nie mówiąc już o koniecznej w tym wypadku ponadpartyjnej ogólnonarodowej debacie. Nie tylko po stronie rządowej, ale i po stronie sił opozycyjnych tak pośpiesznie zarysowane stanowisko nie wzbudziło zainteresowania. A przecież może to prowadzić do najważniejszej decyzji Polski po zakończeniu zimnej wojny, o skutkach dalej idących dla naszego bezpieczeństwa niż decyzja o przystąpieniu do NATO i Unii Europejskiej.
Na razie, mimo uśmiercenia przez obie strony traktatu do rozmieszczenia rakiet droga jest daleka. Gdyby do tego doszło, a wstępna propozycja min. J. Czaputowicza zrealizowałaby się, Polska w przyszłości stałaby się nuklearnym przedmurzem Zachodu, pozbawionym dostępu do klucza uruchamiającego rakiety. Rola Polski mogłaby sprowadzić się do teatru operacji nuklearnej. Operacja taka dla nas nie może zakończyć się powodzeniem.
W Brukseli i w poszczególnych państwach członkowskich UE należy natychmiast zainstalować narodowe „Zegary zdrowego rozsądku”. W Stanach Zjednoczonych fizycy, którzy przestraszyli się samych siebie, zainstalowali już taki zegar w 1945 roku. Stany Zjednoczone po Hiroshimie i Nagasaki honorowały nuklearne tabu. Nadszedł czas, kiedy my w Europie powinniśmy przestraszyć się siebie samych.
* Sprawami nuklearnymi z punktu widzenia państwa nieposiadającego broni atomowej, a później członka NATO, zajmowałem się od strony praktycznej jako podsekretarz stanu w MON i w MSZ odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polski (dwukrotnie) i jako Stały Przedstawiciel Polski w MAEA w Wiedniu.