Niezależne myślenie prawie nigdy nie było w cenie, ani w czasie rządów tyranów w starożytnych Atenach, ani w czasach Erazma z Rotterdamu, (ale wielcy myśliciele tamtej epoki za to go właśnie wielbili), ani obecnie.
Erazm mówi: „…tyrani największą nienawiść czują właśnie do ludzi, których przekonania są całkowicie odmienne od sądów ogółu…*
Mądrzy władcy powinni rządzić mając na uwadze dobro publiczne przy pomocy niezależnych doradców i wykwalifikowanych urzędników:
„Bardzo mądrze napisał Platon, że nie może być szczęśliwe państwo, jeśli nie powierzy się steru rządów filozofom, albo też jeśli ci, którym przypadło panowanie, nie zajmą się studiowaniem filozofii. Poświęcić się zaś filozofii to nie znaczy zapuścić brodę, chodzić wśród tłumu z sakwą i w opończy. Na czym to więc polega? Trzeba gardzić tym, co podziwia pospólstwo pogrążone w głupocie. Oceniać sprawy odmiennie niż rzesza ludzka. Wydaje się rzeczą zaiste niemożliwą, ażeby stał się zacnym, rządzącym z pożytkiem dla wszystkich monarchą ten, kto myśli, iż może sobie na wszystko pozwolić…
Najważniejszy jest przeto właściwy sąd o poszczególnych sprawach. Kiedy będziemy się kierować fałszywymi opiniami (a przecież one wpływają na nasze czyny), to z konieczności stanie się całkowicie błędne nasze postępowanie. Niechaj książęta stronią od tego, co haniebne, starają się o to, co godne. Prawdziwa bowiem mądrość nie tylko polega na dostrzeganiu prawdy, lecz również na pełnym oddaniu umiłowania cnoty. Wszak można czasem spotkać człowieka, który rozumie, że podejmowanie wojny sprowadzi ogromną, powszechną klęskę, który orientuje się, iż ceny takiej nie warte jest utracone kiedyś przed laty prawo do jakiejś dziedzicznej posiadłości, jednak wybujała ambicja skłania go do zmącenia zbrojna walką pokoju świata. Może ktoś dojdzie do słusznego wniosku, iż największym nieszczęściem dla kraju jest zły wybór urzędników. Nie wybiera się bowiem ludzi, którzy mogliby wesprzeć państwo swoim rozsądkiem, doświadczeniem, nieskazitelnością życia, lecz uwzględnia się przy nominacji wielkość otrzymanych za urząd pieniędzy. Oto chciwość skłania władcę, aby zlekceważywszy dobro publiczne myślał o swoim skarbcu”.**
Dobre rządzenie polega na dbaniu o dobro publiczne, z pożytkiem dla wszystkich. Dobry władca „Dla nas, nie dla siebie rządzi tym światem. Wspieranie, udzielanie pomocy to największa dla niego nagroda”.***
Erazm propagował dla poprawy rządzenia merytokrację:
„Nie oddajemy steru statku nikomu, kto nie posiada umiejętności sterowania, aby nie narażać garstki podróżnych i skromnego ładunku. Rządy zaś w państwie, gdzie tyle tysięcy ludzi może znaleźć się w niebezpieczeństwie powierzamy komukolwiek bez dokonania wyboru. Woźnica chcąc osiągnąć doskonałość uczy się swej sztuki, ćwiczy, zastanawia się, a księciem może zostać każdy. … Dobrze sprawować rządy w państwie to najpiękniejsze ze wszystkich, ale także i i najtrudniejsze zadanie. Wybierasz człowieka, któremu oddajesz ster statku, ale dlaczego nie wybierasz tego, któremu masz powierzyć tyle miast, tyle dusz ludzkich!”****
Ten zalecany przez Erazma w początkach XV wieku, wypracowany już w starożytnych Chinach, system administracyjny oparty na przygotowaniu i egzaminach kadr, a nie na nepotyzmie i upartyjnieniu wciąż nie może się u nas zakorzenić. Były tego skromne początki po 1989 roku, lecz nie przetrwały kolejnych anty-reform polityzujących administrację. W moim dawnym resorcie spraw zagranicznych, dla przykładu, kierownikiem jest minister, który nie musi być fachowcem z branży, bo jest politykiem, członkiem rządu. Dlatego powinien być wspierany przez sztab fachowców. Jednak, o doborze ludzi na stanowiska decyduje nie polityka (dbanie o dobro wszystkich), lecz politykierstwo. W obecnej dobie urzędy kupuje się za lojalność i służenie interesom partii. Walutą, którą kupuje się stanowisko i awans jest brak własnego zdania i lizusostwo wobec politycznych zwierzchników. Gdy popatrzymy na kadry MSZ, na zastępców, doradców, ambasadorów i pracowników wyższych szczebli, dostrzeżemy w większości oportunistów, których ostatnią myślą byłaby myśl niezależna. I to właśnie jest największą plagą, kiedy wszyscy myślą jak myśleć należy. Ta choroba szerzy się także w szeregach opozycji. Urzędy, które wymagają kompetencji zamieniono w polityczne synekury, a zaludniający urzędy sykofanci zamiast o dobro publiczne zabiegają o dobro partyjne.
*Erazm z Rotterdamu, „Adagia”, przełożyła i opracowała Maria Cytowska, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1973, s. 259.
**Ibid., s. 45/46.
*** Ibid., s. 46/47.
****Ibid., s. 48/49