Z tej mąki chleba nie będzie

Nie będzie dobrze, dopóki nie odzyskamy zdolności racjonalnego krytycznego myślenia o sobie i innych.

Wydaje mi się, że z wojny w Ukrainie nie wyniknie nic dobrego dla nikogo.  Bez wojen nie można wyobrazić sobie historii człowieka w żadnej dziedzinie: polityka, gospodarka, przemysł, technika, ustrój, kultura i nauka.

Każda wojna jest orgią zniszczenia, ale wojna jest też generatorem zmian politycznych, społecznych i technicznych. Niektórzy uważają, że wojny są głównym motorem postępu. Tego poglądu nie podzielam.

Wojny napoleońskie przeorały Europę i zamknęły epokę feudalizmu, dały impuls nacjonalizmowi i społeczeństwu masowemu. Podboje i wojny siały zniszczenie, ale przyniosły innym upragnioną wolność. Pierwsza wojna światowa, która pogrążyła Europę, była prologiem Drugiej. Projekt Manhattan skutkował Hiroszimą, ale także medycyną nuklearną i energetyką, przyniósł doniosłe odkrycia w nauce. W zjawisku wojny splątane są nierozerwalnie niewielka porcja dobra  i (za cenę) wielkiego zła. Trudno doszukać się pozytywów w II wojnie światowej. Tam, gdzie dochodzi do absolutnego zła (Holocaust) nie można doszukać się niczego dobrego. Jakikolwiek „postęp” w wyniku wojny jest zawsze okupiony śmiercią milionów młodych ludzi i cierpieniem wszystkich innych. Wojna zawsze uderza w serce tego, co jest najcenniejsze darem: w samo życie.

W trakcie  obecnej wojny ulegają przyspieszonej destrukcji zalążki przyszłego lepszego powojennego ładu. Wymienię pokrótce te negatywne przesłanki:

- mgła wojny jest wyjątkowo gęsta, brak jest jasnego określenia przez jej uczestników stopnia zaangażowania w wojnę (kto właściwie jest jej stroną), a do tego dochodzi niechęć do sformułowania  celów wojny, (ponieważ zaangażowane partie w ramach tego samego obozu różnie je postrzegają, przesuwają w sprzecznych kierunkach lub  nie chcą składać klarownych deklaracji);

- powszechna nienawiść; mobilizacja społeczeństw do wojowania; dehumanizacja wroga;

- hipokryzja bez granic, brak elementarnej uczciwości i logiki w polityce międzynarodowej;

- wartości demokratyczne, prawa człowieka traktowane jak narzędzie do forsowania partykularnych interesów;

- destrukcja dyplomacji i instytucji multilateralnych, porozumień, zanik dobrych obyczajów w stosunkach między państwami;

- triumf propagandy w mediach, fake news w majestacie państwa;

- wymarcie ducha kompromisu i porozumienia; wojna „bez końca” w międzynarodowym środowisku, w którym występuje deficyt państw neutralnych i niezaangażowanych, mogących służyć w charakterze pośredników („honest broker”). Helsinki 2022 różnią się zasadniczo od Helsinek 1975.

- odrodzenie granic, zasieków, murów, blokowego i integralnego etnicznego myślenia;

- upadek światowego leadership; słabi przywódcy w trakcie wojny skupieni są na walce; prawdziwi przywódcy myślą o przyszłości i planują pokojowy ład, który po niej nastąpi*;

- pogłębienie podziałów , bez jedności nie można na serio przystąpić do rozwiązywania kłopotów planety (klimat, ekologia, nierówności, pandemie itd.).

Jest tak, jakbyśmy z premedytacją lekceważyli i niszczyli narzędzia, które są potrzebne do wyleczenia wojennych ran i skonstruowania powojennego pokoju. Jakby zakończenie tej wojny nie miało przynieść światu żadnej ulgi, lecz było zaledwie preludium do kolejnego wielkiego konfliktu, nowej zimnej lub gorącej wojny.

Ale mój polemista powie: „A bezprecedensowa jedność Zachodu w obliczu agresji? Czy nie jest to potwierdzenie naszych wartości i  wielka wojenna zdobycz?

Moja reakcja: „Na jak długo wojna przesłoni fakt, że w obozie zachodnim bardzo nierówno rozkładają się wojenne zyski i straty? Jaka jest cena jedności (wyliczam koszty i straty powyżej) i co z tego wynika dla ponad sześciu miliardów ludzi na świecie, czyli dla wszystkich, którzy nie należą do zachodniego klubu? Jaka jest przyszłość demokracji w zmilitaryzowanych państwach liberalnej demokracji? Przeżyłem czterdzieści pierwszych lat w blokowej dyscyplinie; nie mam złudzeń na temat blokowych ograniczeń wolności (z nieuchronnym maccartyzmem) i martwi mnie perspektywa, że ostatni okres życia spędzę ponownie w  baraku, nawet gdyby zapewniał on wesoły komfort, to  pozostawałby wciąż oblężoną twierdzą.”

*Nie ma nikogo, kto umiałby nawiązać na przykład do wzorca Karty Atlantyckiej FDR i Churchilla.