Państwo. Czy jest coś lepszego?

Wielkie projekty państwa i społeczeństwa idealnego, które stworzyli Platon w V/IV wieku p.n.e. i platończyk Al – Farabi w IX/X wieku n.e., oraz liczne projekty organizacji ludzkich społeczności w następnych stuleciach były wyrazem poszukiwań rozwiązań lepszych od niedoskonałych państw istniejących w rzeczywistości. Obietnica Jezusa ustanowienia Królestwa Bożego na ziemi była fundamentem wiary chrześcijan. Jednak koncepcje idealnego państwa w starożytności, jak i późniejsze projekty na wielką skalę, pozostały na papierze (papirusie). Tukidydes porównał funkcjonowanie dwóch rywalizujących modeli miasta państwa: demokrację ateńską i autorytarną Spartę; oba miasta państwa w walce o prymat w Grecji postępowały brutalnie. Zmierzały różnymi drogami do upadku.

Ale mit miasta-państwa, zwłaszcza demokracji ateńskiej przetrwał. Z takich małych jednostek składała się starożytna Grecja. W starożytnych Chinach dominowały wielkie państwa, ale ideałem było małe. Według Lao-tsy w „Księdze drogi i cnoty”) państwo doskonałe to tradycyjna wioska w powiększeniu:

„Przypuśćmy, że żyjemy w niewielkim państwie,

które zamieszkuje niewielu ludzi.

Choćby istniały różne mechaniczne urządzenia,

Nie trzeba byłoby z nich korzystać.

Sąsiednie kraje byłyby jak sąsiedzkie obejścia

i słychać by było pianie kogutów i szczekanie psów

w obu państwach i ludzie nie wyprawiali by się

za granicę przez całe swoje życie”.

Ludzie w takim państwie byliby świadomi tego, czym jest życie i śmierć, byliby zadowoleni z tego co mają, pielęgnowaliby swoje tradycje, nie prowadziliby wojen. W miastach Italii kwitła sztuka polityki i wysoka kultura. Wenecja była morskim imperium. Na północy Europy prosperowały miasta należące do Hanzy. My też czasem marzymy o takim prawdziwie demokratycznym, możliwym do ogarnięcia przez skromną liczbę obywateli polis, w którym wszyscy podejmują wspólnie decyzje o wszystkim -  przynajmniej do czasu, gdy tyrani przejmą władzę, co często zdarzało się w Grecji.  Współczesne mikro państwa nie są uważane za realizacje tego ideału. Przywołuje się czasem model Szwajcarii złożonej z małych jednostek – kantonów i jej referenda.

Mówią i piszą, że współczesne państwo ma się dobrze, a prorocy jego zmierzchu są fałszywymi prorokami. Ogłoszenie śmierci państwa przez globalistów okazało się przedwczesne. Prawda jest taka, że państwo jest postawione niebotycznie wysoko na piedestale jako źródło legitymizacji polityki i władzy polityków, organizator gospodarki,  podstawa spójności społeczeństw, a także znacząca składowa tożsamości poszczególnych ludzi. „Kto ty jesteś, Polak mały…” – państwo dba o wychowanie przyszłych obywateli w duchu narodowym, a nie - w etycznym, kładącym nacisk na empatię i na dobro wszystkich ludzi, niezależnie od ich pochodzenia. Państwo jest nieodłączne od nacjonalizmu, bez nacjonalizmu nie ma państwa. Liberalne demokracje starają się sublimować nacjonalizm w patriotyzm. Emocje nacjonalistyczne przenikające politykę i religię nigdy nie zanikły, a teraz są przeżywają renesans. Doktryna nacjonalistyczna z silnymi cechami idealistycznymi (ofiara życia na ołtarzu ojczyzny) okazała się znacznie bardziej żywotna, niż ponadnarodowa idea komunistyczna, która w praktyce na wczesnym etapie w wersji stalinowskiej nabrała wyraźnego zabarwienia narodowego.

Trudno sobie wyobrazić inny niż państwowy sposób organizacji życia wielkiej rzeszy ludzi, kanalizowanie ich emocji, pilnowanie prawa, porządku i bezpieczeństwa, alternatywną organizację gospodarki, produkcji i redystrybucji dóbr. Państwo socjalistyczne typu leninowskiego było państwem producentów, państwo kapitalistyczne jest państwem konsumentów. W obu typach państwa władzę sprawują elity polityczno-gospodarcze, a obywatele mieli i mają ograniczony udział w rządzeniu. Państwo daje i zabiera wolność i wszelkie dobra, a monopol państwa na użycie przemocy i stanowienie prawa kwestionuje tylko marginalna garstka anarchistów. Nowe instrumenty, dostępne w epoce wielkich liczb (Big Data) i sztucznej inteligencji dla aparatu państwa i partii politycznych, instrumenty mobilizacji, inwigilacji i sterowania społeczeństwa wypierają tradycyjne merytoryczne platformy i programy. Państwo decyduje o losie człowieka: o wojnie i pokoju na przemian. A wojny generują postęp polityczny, społeczny i technologiczny, czyli dają impuls dla konsolidacji narodu i modernizacji państwa.

Państwo gwarantuje skuteczną realizację umowy o  bezpieczeństwie i utrzymaniu porządku wśród ludzi, kierujących się wyłącznie egoistycznymi motywami, stosując przemoc w określonych ramach i na określonych zasadach. Ludzie obawiają się siebie nawzajem bardziej niż bezosobowej machiny państwowej. Funkcjonują całkiem dobrze państwa, także tak zwane dojrzałe demokracje, tolerujące lub wspierające istnienie ogromnych nierówności społecznych, konserwujące głębokie podziały polityczne i etniczne, w których wycofanie policji z ulic w okamgnieniu doprowadziłoby do ruiny porządku publicznego i pandemonium zniszczenia. Atak tłumu podżeganego przez jednego człowieka trzymającego władzę na Kapitol w styczniu 2021 roku jest przykładem gwałtownego, nieprzewidywalnego, gwałcącego porządek konstytucyjny państwa, działania sterowanych mas.

Nawet na ogół przyjazne państwa mają w swoim dossier liczne obrzydliwe  lub kryminalne występki, związane na ogół z dążeniem do „oczyszczenia” społeczeństwa z elementów niepożądanych, przeszkadzających w  rozwoju gospodarczym, najczęściej z zacofanych autochtonów, z ludzi marginesu lub z ludzi niepełnosprawnych, obecnie coraz częściej migrantów, zakłócających samą swoją obecnością harmonię społeczną w takim pięknym państwie jak Szwecja, Austria, Kanada, Australia, Norwegia, czy Szwajcaria. Katalog zaniechań, a nawet zbrodni dokonanych przez państwa i w imię państwa jest długi i wciąż poszerza się na naszych oczach.

Jeśli komuś marzy się alternatywa wobec państwa narodowego, to okazuje się, że taka alternatywa przybiera szybko postać charakterystycznego zbioru państw, w rodzaju konfederacji czy federacji państw narodowych. Na horyzoncie myślenia o przyszłej Europie znajduje się europejskie państwo federalne, Stany Zjednoczone Europy. Nawet ci, którzy pragną jedności europejskiej, motywują swoje dążenia koniecznością skonstruowania silnego europejskiego mocarstwa, zdolnego do rywalizacji lub konkurowania z innymi potęgami. Byłoby to w rezultacie jeszcze jedno państwo imperialne, jak wszystkie inne wielkie państwa, a nie jak zakładano początkowo  – Europa jako potęga cywilna (Civil Power), zdecydowanie odmienna od klasycznego federalnego państwa europejskiego. Niektórzy politolodzy dostrzegają potencjał w rozczłonkowanej wspólnocie, nawiązującej do rozbitej na małe dzielnice mediewalnej Europy; inni rekomendują sieć współpracy wielkich metropolii. Na ogół jednak pomysły obracają się w zaklętym kręgu idei państwowych.

Niewielu czuje potrzebę wymyślenia czegoś  lepszego od państwa, odejścia od państwa narodowego (nation -state). Być może dawniej ludzie byli bardziej inteligentni, a z pewnością byli „patriotyczni inaczej”, zwłaszcza po szoku dwóch wojen światowych. W pierwszej połowie XX wieku prowadzono ożywione dyskusje na temat możliwości czy nawet konieczności stworzenia rządu światowego (One World, World Government), którego zwolennikiem był m. in. Einstein. Liga Narodów i Narody Zjednoczone, stworzone po katastrofach wojen światowych, były krokiem w tym kierunku. Jednak państwo obroniło się. Zmusiło internacjonalistów i wyznawców kosmopolitanizmu do odwrotu. Multilateralizm, który jest zresztą oparty na zinstytucjonalizowanej współpracy międzyrządowej, słabnie w miarę słabnięcia pamięci o wojnie i pojawiania się nowej generacji przywódców. W takich instytucjach jak Narody Zjednoczone czy OBWE główną rolę odgrywają najsilniejsi, którzy w jednej kwestii są zawsze po jednej stronie: starannie strzegą swojej dominacji.

Liczni krytycy rozwiązań ponadpaństwowych wskazują na groźbę centralizacji, deficyt demokracji, dominację wyalienowanej elity, dalekiej od spraw ludzi, perspektywę technokratycznej dyktatury na skalę globalną, deficyt demokratycznej kontroli. Post-orwellowska literatura fantastyczna obficie raczy nas dystopiami, przy których obecne państwo wydaje się w istocie bardzo ludzkie.

Im bardziej współczesne państwo zawodzi w rozwiązywaniu egzystencjalnych problemów własnych obywateli i całej ludzkości, tym bardziej rozgaszcza się ono, bo, jak się powszechnie sądzi, jest niekwestionowanym dobrem, pozbawionym praktycznej alternatywy, w naszych sercach i umysłach. A przecież ten wynalazek ludzkości, niezależnie od obecnego pochodu nacjonalizmu i suwerenności, jest instytucją produkującą katastrofę za katastrofą.

Historia (wojny światowe, Holocaust, przerażające wojny domowe) i teraźniejszość (rywalizacja o kurczące się zasoby planety, kryzysy gospodarki rynkowej, migracje ludów, perspektywa wojny nuklearnej, zagłady klimatycznej, czy kwestia przejęcia kontroli przez sztuczną inteligencję), stawiają na porządku dziennym pytanie o jakieś inne rozwiązanie, które odzwierciedliłoby jedność świata i odmieniłoby pełny agresji stosunek ludzi do natury, jak i stosunek człowieka do człowieka. Są na naszej planecie trzy jednocześnie skrajnie zagrożone żywioły: woda, ziemia i powietrze - trzy żywioły niezbędne dla życia flory i fauny, trzy zanikające dobra publiczne, które każde państwo bezwzględnie eksploatuje i niszczy. Państwa narodowe, jak się okazało, nie potrafią się tak zorganizować, aby oszczędnie i humanitarnie zarządzać najcenniejszymi zasobami planety. Państwo, politycy i ich partie polityczne, posuwają się jak automaty w tym samym kierunku - umieją funkcjonować tylko w środowisku nieustannego wzrostu gospodarczego, wzrostu PKB, wzrostu konsumpcji, które (jedynie) zapewniają poparcie wyborców. Zastąpienie tego paradygmatu, mimo dyskusji ekspertów i pięknej retoryki, nie jest nigdzie poważnie rozpatrywane przez elity polityczne, które w większości składają się z oligarchów politycznych, zmieniających płynnie swoje role kierowników instytucji państwowych na kapitanów korporacji.

Tak więc w naszych czasach państwo rozpanoszyło się i zajęło centralne miejsce jako mit i organizator zbiorowej woli, zablokowało cały horyzont ludzkości.

Czy stać nas na coś bardziej inteligentnego i moralnego od państwa?

Cytuję słowa Goethego za Erichem Frommem:

Goethe napisał (w 1790): „W czasie gdy każdy zajęty jest budową nowej Ojczyzny – Ojczyzny człowieka, który myśli w sposób pozbawiony przesądów i potrafi wznieść się ponad swój czas, najwyraźniej nie sposób znaleźć nigdzie i nigdy”.

„Ale pomimo takich idei, – pisze dalej Fromm -  które głosili najwięksi przedstawiciele kultury Zachodu, historia poszła inną drogą. Nacjonalizm zabił humanizm. Naród i jego suwerenność stały się nowymi bożkami, którym jednostki oddały swą wolność. … Żyjemy w Jednym Świecie, ale w swoich uczuciach i myślach współczesny człowiek wciąż zamieszkuje państwo narodowe. Przedmiotem jego lojalności dalej pozostaje głównie suwerenne państwo, a nie całość ludzkiej rasy. Ten anachronizm może doprowadzić nas tylko do katastrofy”.

Według Fromma: „ Świat „potrzebuje nowego rodzaju człowieka – człowieka zdolnego do przekroczenia wąskich ograniczeń swego narodu, który we wszystkich istotach ludzkich będzie widział sąsiadów, nie zaś barbarzyńców; człowieka, który będzie czuł się w tym świecie jak w domu”.

Taki człowiek na razie nie istnieje, percepcja „Obcego„jest nierozdzielna od postawy wobec samego siebie. Póki każdy inny człowiek postrzegany jest jako różny ode mnie w fundamentalnym sensie słowa, póki pozostaje dla mnie obcy, ja również pozostanę dla siebie obcy. Kiedy doświadczam siebie w całej pełni, wówczas zdaję sobie sprawę, że jestem taki sam jak inne istoty ludzkie…”

(Erich Fromm, „Zerwać okowy iluzji. Moje spotkania z myślą Freuda i Marksa”, przekład Jan Karłowski, vis-a-vis, Kraków 2018, s.188-192).

Taki Jeden człowiek jeszcze nie istnieje i może powstać w drodze zasadniczej przemiany samoświadomości. Kiedy człowiek zerwie okowy iluzji, stanie się podmiotem w pełni rozumiejącym siebie i naturę.

W Polsce władcy qua wychowawcy narodu usilnie prowadzą państwo w kierunku odwrotnym od humanistycznego celu Fromma. Tak zwana polityka historyczna, edukacja, obrzędy państwowe i religijne, praktyki administracyjne i gospodarcze, nagradzające lojalność wobec partii rządzącej, polityka kadrowa kształtują Polaka, wierzącego w jedną prawdę.

Nie ma co liczyć na to, że dzisiejsza Polska jest miejscem odrodzenia humanizmu i pracy dla dobra wszystkich ludzi. Tutaj grubo ciosany jest nowy typ nie uniwersalnego człowieka, lecz etnocentryka, instynktownie odrzucającego wszystko co inne, niezgodne z tak zwaną naszą tradycją, więc obce.

Charakterystyczne, że nieufność wobec takiego właśnie integralnego państwa wcale nie zmniejsza się mimo  stale rosnącej i kumulującej się nielojalności państwa polskiego wobec własnych obywateli. Państwo partyjne uwzględnia głos i opiekuje się tylko częścią ludności. Dla pozostałych państwo jest macochą.

Jeden człowiek mieszkający w Jednym światowym domu to piękna humanistyczna utopia. Osiągnięcie przez człowieka w wielkiej skali takiego stanu, że jednostka będzie w duchu idei Schopenhauera rozciągać swoje ja na ja drugiego człowieka wymaga rewolucyjnej przebudowy wnętrza każdego z nas.

Brak możliwości spełnienia tego kryterium nie oznacza jednak, że dzisiejsze państwo jest dobrym rozwiązaniem. Myślenie o czymś, co mogłoby przyjść na jego miejsce jest imperatywem naszych czasów, pomimo tego, że wiele wskazuje, że państwo współczesne nie zanika, nie słabnie, (kryzys przechodzi natomiast multilateralizm i jego instytucje, które miały stanowić panaceum na ograniczenia państwa), ma dobre samopoczucie, wbrew katastrofie, czyhającej na jego obywateli za najbliższym zakrętem historii. Państwo nie powinno być ostatnim słowem człowieka w historii organizacji życia zbiorowego, bo inaczej będzie ostatnim etapem organizacji ludzkich społeczeństw.

Widzę z perspektywy życia w Polsce, że istnieją jednak państwa, w których, mimo wszystko, nawet będąc w mniejszości, da się żyć, w których jednostka może oddychać. Ale takich państw jest niewiele. Coraz mniej. Moja subiektywna lista państw przyzwoitych wciąż skraca się. Do porachowania liczby państw idealnych na świecie wystarczą mi palce jednej ręki. Lamentują nasi „państwowcy”, że Polacy, ze względu na złe doświadczenia przeszłości, na więcej niż stulecie rozbiorów plus lata wojny i okupacji, a następnie okres funkcjonowania państwa socjalistycznego w ramach obozu, pozostali nielojalni wobec własnego państwa. Przez ponad dwieście lat miliony mieszkańców tego kraju opuszczało go i nadal emigruje, teraz - już z „własnego” państwa. Nasi emigranci łatwo odnajdują się gdzie indziej. Może gdzie indziej państwo oferuje im coś więcej (więcej normalności, więcej zaufania), niż własny kraj.

Ortodoksyjna trójca święta: państwo, suwerenność, identyfikacja z moim narodem, zamyka większość ludzi w tak zwanych cywilizowanych państwach w kleszczach umysłowego zniewolenia i przemocy. Zepchnięto na pobocze cenne wartości i rozmowę o warunkach umożliwiających urzeczywistnienie bogatego ludzkiego życia, pełnię ludzkiej egzystencji.

Czy można coś z tym zrobić? Pytanie, czy kolosalne zagrożenie dla życia człowieka na ziemi w perspektywie zagłady ekosystemu, czyli zbliżający się koniec krótkiej epoki antropocenu,  otworzy nasze upaństwowione umysły? Nie jestem anarchistą, który dąży do wymazania państwa przemocą. Zamachy na władze, terror w odpowiedzi na terror, to droga przemocy, niemoralna i nieskuteczna. Erozja państwa będzie postępować, jeśli ludzie uświadomią sobie czym grozi utrwalenie państwa w obecnej postaci, co przed homo sapiens i światem otworzy nową perspektywę.