Nick był uparty i kiedy chciał sobie coś udowodnić nic nie mogło go powstrzymać. Ilustracją są te dwie historie*.
Egzamin z filozofii starożytnej
Na pierwszym roku na historii najważniejszy był egzamin z historii starożytnej, pierwsze sito i test prawdy dla rekrutów. W Toruniu na UMK egzaminowała znakomita specjalistka od historii starożytnego Rzymu prof. Maria Jaczynowska. Jej surowość (i profesjonalizm) budziła wśród studentów szacunek i grozę. Po pokonaniu tej przeszkody każdy mógł czuć się już absolwentem. Mikołaj, który musiał nadrabiać wiele zaległości (pracował trzy lata między szkołą a uniwersytetem) i tylko dzięki łutowi szczęścia (i małej pomocy nowych przyjaciół) dostał się na studia, postanowił wziąć byka za rogi. Czwórka u Pani Profesor Jaczynowskiej była szczytem marzeń, ale nie szczytem marzeń Mikołaja. Nauka początkowo nie przychodziła mu łatwo. Uczył się do egzaminu dniami i nocami, kuł, kuł i wykuł: jedyną piątkę na całym roku.
Żółty czepek
Żółty czepek to dzisiaj zapomniane trofeum, które było cenione przez amatorów pływaków w PRLu. Na studiach na WF pływaliśmy na basenie w Chełmży. Mikołaj nie należał do tęgich pływaków. Zaczynał od pieska, kończył zajęcia marnym stylowo crawlem. Kiedy nim płynął wydawało się, że prawie się topi. Na koniec semestru instruktor zadał pytanie, kto startuje na żółty czepek. Trzeba było przepłynąć jednym ciągiem 1000 metrów. Ku naszemu zaskoczeniu zgłosił się Mikołaj. Cała grupa z niedowierzaniem obserwowała jego próbę. Gotowi byliśmy w każdej chwili wyciągnąć tonącego ryzykanta z basenu. Mikołaj płynął wolno, bardzo wolno ale systematycznie. Jego próba trwała w nieskończoność. Zdobył żółty czepek siłą woli nie mając kwalifikacji. Byliśmy pełni podziwu, zdumieni i oburzeni. Mikołaj nic sobie z tego nie robił. Niewiarygodne, że to on, a nie wytrawni pływacy, zdobył żółty czepek.
*Obie historie przypomniała mi Ita.