Minęły ponad dwa lata od mojej pierwszej notatki o Milusiu. Wiele się zmieniło w tym czasie. Miluś jest już dorosłym jedenastolatkiem. Ala polubiła Milusia tylko z lektury tamtej zapiski z kwietnia 2019 roku. Piszę o Milusiu ponownie – dla niej i wszystkich, którzy lubią zwierzaki, jak siebie samych.
Miluś stracił swoją ukochaną Panią, mamę Ani. Był w nią wpatrzony jak w obrazek. Przeżywał jej stratę długo, izolując się w swoich górnych rejonach. Nie obyło się bez wizyty u lekarza i medykamentów. Teraz jest znowu wesołym, żywym stworzonkiem.
Miluś towarzyszy nam od rana do wieczora, a nawet w nocy. W środku nocy pojawia się i oznajmia: „jestem waszym towarzyszem, także kiedy śpicie”, a po należnych mu pieszczotach znika i czeka na poranek. Niekiedy ten manewr powtarza razy kilka. Przez całą dobę jest jak samochód na prąd: potrzebuje co pewien czas kontaktu z nami. Ładuje swój akumulator i podąża dalej. Nie mam do niego żalu, że przerywa mi czasem sen. Nie umiem się na niego denerwować. Miluś szczególnie upodobał sobie nasze wieczory muzyczne, kiedy razem z nami słucha płyt, ulubionego Ein Deutches Requiem Brahmsa, (którego często słuchał ze swoją Panią), i wirtuozów fortepianu: Richtera, Kovacevicha i innych. Będąc w Augustowie „na koncert” schodzi po usłyszeniu muzyki ze swojej samotni na górze domu.
Miluś uwielbia spacery na smyczy wokół domu w Augustowie. Na wyjeździe więc „ciężko pracuje”, co i mnie zapewnia pożyteczne zajęcie. Od rana głośno domaga się wyprowadzenia na dwór. Śpiewa swoim tenorkiem, do skutku. Właściwie cały dzień chodzi wokół spacerów. Spaceruje po ogródku (na leżakowanie najczęściej wybiera miejsce zacienione przez wysokie juki) lub obserwuje ulicę. Jest prawdziwym „psem” na koty z sąsiedztwa. Gdy taki kot znajdzie się w polu jego widzenia, łagodny Miluś zmienia się w tygrysa. Gdyby nie smycz, pobiegłby za wrogiem na krańce Augustowa. W słoneczne dni udaje się na plażę – najbardziej słoneczne miejsce przed drzwiami balkonowymi na górze domu.
Miluś ma teraz Anię i mnie. Umie się dzielić i każdemu z nas okazuje swoje uczucie. W tej samej chwili potrafi pokazać, jak lubi nas oboje, a nie jedno kosztem drugiego, (gdy ma w planie ułożenie się na moich kolanach, to wcześniej „zajdzie” do Ani, jeśli jest ona w pobliżu). Z każdym z nas ma indywidualny sposób interakcji. W przeszłości był kotem tylko jednej Pani, teraz się rozdwoił. Poziom jego inteligencji emocjonalnej jest wybitny. Jest zawsze na miejscu i umie wygnać z zakamarków codzienności smutki i żale.
Nigdy nie daje powodów do reprymendy. Ania stawia mu pewne granice, które on stara się omijać (dla jasności, gdy jej nie ma w pobliżu), a ja pozwalam mu na wszystko. Przez jedenaście lat w domu pełnym porcelany zbił tylko jeden wazon, który zresztą był już sklejony. Miluś miał okres niezwykłych wyczynów akrobatycznych, wręcz fruwał po wysokich półkach i karniszach, (aby dotrzeć z nich na wiszący na ścianie w gabinecie Ani zegar, gdzie bawił się swoim ogonkiem). Uwieczniła to na szczęście Ania na pamiątkę. Teraz wskakuje zazwyczaj na regał z książkami w przedpokoju (pionowy skok z szafki obok na wysokość 1,5 m). Robi to, gdy chce pospać lub szuka samotni.
Po czasie, kiedy Ania była numerem jeden, teraz ja ją zastąpiłem (to zapewne konsekwencja pewnych granic, które stawia Ania). Miluś patrzy na mnie swoimi wyrazistymi oczkami, a ja na niego. Chciałbym, aby tak było zawsze…